Efemerydy

W dawnych, pionierskich czasach informatyki pecetowej pojawiały się i znikały "firmy jednego zamówienia". Po zawarciu kontraktu na dostawę sprzętu, właściciel firmy i jej jedyny pracownik, z reklamówką dolarów jechał do Hongkongu lub na Tajwan, przywoził kilka czy kilkanaście komputerów, i już był urządzony. Niektóre z tych firm rozwinęły skrzydła i stały się całkiem szacownymi dystrybutorami sprzętu, inne chlubią się dumną nazwą integratorów systemów . Żadna nie wykształciła jednak dostatecznej wiedzy i doświadczenia, aby stać się nie tylko składaczem komputerów, ale także ich producentem z prawdziwego zdarzenia, z kadrą doświadczonych inżynierów, mających możliwości tworzenia nowych konstrukcji w tempie, jakie jest potrzebne do dotrzymania kroku rynkowi.

W dawnych, pionierskich czasach informatyki pecetowej pojawiały się i znikały "firmy jednego zamówienia". Po zawarciu kontraktu na dostawę sprzętu, właściciel firmy i jej jedyny pracownik, z reklamówką dolarów jechał do Hongkongu lub na Tajwan, przywoził kilka czy kilkanaście komputerów, i już był urządzony.

Niektóre z tych firm rozwinęły skrzydła i stały się całkiem szacownymi dystrybutorami sprzętu, inne chlubią się dumną nazwą integratorów systemów . Żadna nie wykształciła jednak dostatecznej wiedzy i doświadczenia, aby stać się nie tylko składaczem komputerów, ale także ich producentem z prawdziwego zdarzenia, z kadrą doświadczonych inżynierów, mających możliwości tworzenia nowych konstrukcji w tempie, jakie jest potrzebne do dotrzymania kroku rynkowi.

W dziedzinie oprogramowania nic takiego się nie zdarzyło, bo wszystko można było dostać za darmo na giełdzie. A przynajmniej to co interesowało ówczesnego użytkownika PC. Bo trudno sobie wyobrazić, że na giełdzie uda się dostać porządny system kompleksowej obsługi działalności gospodarczej. Takie produkty powstają na zamówienie i są ściśle powiązane ze specyfiką zamawiającego.

Jednakże właśnie teraz - po ustabilizowaniu się sytuacji w dziedzinie sprzętu - śmielej podnoszą głowę software'owe firmy-efemerydy. Powstają w celu realizacji jednego zamówienia, które szefowi (i chwilowo jedynemu pracownikowi) udaje się "załatwić". Jak już ma zamówienie w garści, szuka informatyków z doświadczeniem, którzy byliby je w stanie zrealizować. Jednak liczba informatyków jest ograniczona, toteż wszyscy doświadczeni mają na ogół dobrą pracę, szef jest więc zmuszony zatrudniać "kogo popadnie", nawet ludzi, którzy jedynie we własnym mniemaniu są informatykami.

Do takiej sytuacji przyczyniają się zresztą nieustabilizowane reguły dokonywania zamówień, brak "domów software'owych" z prawdziwego zdarzenia oraz dość powszechna wśród dyrektorów firm nieznajomość realiów wykonywania systemu informatycznego. Szef jednej z firm komputerowych mówi: "Pewne zamówienia publiczne można podjąć tylko przy założeniu, że się weźmie na ich realizację kredyt, nie zamierza ich realizować, ani spłacać tego kredytu".

W efekcie w wielu firmach zajmujących się usługami informatycznymi nie rozwija się wśród pracowników dostatecznej wiedzy, ani nie pogłębia metodyki pracy, bo nigdy nie wiadomo, jaki kontrakt będzie się realizować. Zresztą, nie ma co się dziwić małym firmom, jeśli P. Piwowar, dyrektor ComputerLand - na seminarium dla partnerów handlowych firmy w dniu 21 lutego br. - powiedział: "Nie budujemy ekspertyzy wewnątrz ComputerLandu; będziemy korzystać z ekspertyzy naszych partnerów". Ma to zapewne oznaczać, że jeśli coś zepsuje się w realizowanym systemie, to tak długo będzie się wzywać kolejnych specjalistów od partnerów, aż uda się naprawić uszkodzenie.

Odmienną strategię prezentuje Techmex, który zamierza zostać "domem software'owym" z prawdziwego zdarzenia. I to trzeba chwalić, nawet jeśli nie zamierza konkurować z Microsoftem.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200