Dwa światy

Stosunkowo najbardziej stabilny model, z którym obecnie mamy do czynienia w świecie open source, istnieje w przypadku projektu Samba. Firmy sponsorują developerów Samby w zamian za to, że ci opracują nowe funkcje, np. z myślą o sprzęcie HP czy IBM. Dzięki sponsorom pojawiają się fundusze na rozwój projektu, który nie traci żadnej z zalet open source.

T.K.: Dobrzy wujkowie ujawniają się w przypadku kilku najpopularniejszych projektów... Moim zdaniem problemem świata open source jest powszechność licencji GPL (General Public License - przyp. red.), która nie dość, że uniemożliwia spieniężenie wysiłku programistów, to jeszcze spowalnia rozwój oprogramowania.

W modelu open source opartym na GPL występują przeszkody w czerpaniu z dorobku firm komercyjnych, które są gotowe odstąpić licencjobiorcy wiedzę na temat takiej czy innej procedury, ale za żadną cenę nie zgadzają się, by wiedza ta w postaci publicznie dostępnego kodu źródłowego wypłynęła do Internetu. Dla przykładu przypomnę, że specyfikację formatu MS Word .doc można kupić, ale oczywiście nie można jej udostępnić stronie trzeciej. Twórcy darmowego Open Office, kupując od Microsoftu specyfikację .doc, musieliby ją opublikować w zgodzie z GPL, ale wbrew umowie z Microsoftem. Zdali się więc na reverse engineering, a ostatecznie konwersja MS Word - Open Office działa tak, jak działa.

A.S.: Nie dostrzegam w tym ułomności modelu otwartego i GPL, który na marginesie nie jest jedyną licencją obowiązującą w świecie open source. Taka sytuacja zdarza się w świecie closed source - jeśli firma programistyczna A nie chce na określonych warunkach podzielić się swoją wiedzą z firmą B, to programiści B muszą na własną rękę starać się powielić wynalazek firmy A.

Poza tym zawsze istnieje możliwość udostępnienia oprogramowania open source wzbogaconego w rozwiązania zakupione od firmy komercyjnej na innej licencji - zamkniętej.

T.K.: Oczywiście, ale pod warunkiem że zgodzą się na to wszyscy developerzy pracujący do tej pory nad projektem. Proszę sobie wyobrazić pytanie o zgodę na zmianę licencji wszystkich ludzi, którzy w jakiś sposób przysłużyli się do powstania jądra Linuxa. To utopia.

A.S.: Są jednak projekty, jak MySQL, gdzie z powodzeniem udaje się łączyć model otwarty oparty na licencji GPL z modelem zamkniętym. Powstają dwie wersje - darmowa GPL i oferowana na licencji zamkniętej. Wprawdzie Free Software Foundation nie patrzy przychylnie na przypadki podwójnego licencjonowania, ale model przyjęty przez szwedzką firmę MySQL AB znajduje naśladowców.

T.K.: Proszę pamiętać, że zarówno MySQL, jak i Postgres - druga najważniejsza baza danych powstała w modelu open source - to programy niekompletne. Tej pierwszej w wersji GPL brakuje wielu funkcji niezbędnych w "korporacyjnym" środowisku. Ale odpowiednie moduły można kupić dodatkowo (nie są one udostępniane na zasadach open source!). W tę pułapkę może wpaść wielu użytkowników.

A.S.: Po raz kolejny ujawnia się wspaniała cecha open source, jaką jest możliwość wyboru odpowiedniego rozwiązania, wziąwszy pod uwagę osobiste preferencje, umiejętności i budżet. Mimo rzekomej niekompletności, zarówno MySQL, jak i Postgres z powodzeniem obsługują serwisy internetowe przechowujące terabajty danych i pośredniczące w milionach połączeń. Administratorzy potrafią wyszukać w nieprzebranych zasobach open source komplementarne rozwiązania, które zniwelują jeden czy drugi niedostatek MySQL.

T.K.: Wyobraźmy sobie taką sytuację. Firma przywiązana do modelu open source wymyśliła naprawdę ciekawe niszowe rozwiązanie. Rzecz zostaje udostępniona bezpłatnie na licencji GPL przez autora, który liczy, że wydatki na inwestycję zostaną zrekompensowane z oczekiwanych pieniędzy za wsparcie techniczne świadczone wąskiemu gronu użytkowników końcowych. Na przeszkodzie w realizacji tego planu staje inna firma, która oferuje te same usługi - szkolenia, certyfikaty, integracja - tyle że za pół ceny. Może sobie pozwolić na obniżenie ceny usług, bo nie poniosła żadnych wydatków na rozwój oprogramowania. Co najwyżej zainwestowała w naukę funkcjonalności aplikacji i rozpoznanie kodu. Czy drugi raz owa firma innowacyjna dałaby się namówić na GPL? Wątpię.

A.S.: Przykładem firmy, która na co dzień zmaga się z takim problemem, jest Red Hat Software, najpotężniejszy dostawca Linuxa. Od początku założycielom firmy przyświecała idea zbudowania silnej marki. Sceptycy zachodzili w głowę, jak Red Hat może liczyć na zyski ze sprzedaży czegoś, co na dobrą sprawę jest za darmo dostępne w Internecie. A jednak się udało. Mimo że powstała niezliczona liczba klonów Linuxa w wydaniu Red Hat, to ci użytkownicy, którym zależy na stabilności i pewności, zaopatrują się u źródła.

T.K.: Przy dość naiwnym założeniu, że autor oprogramowania lepiej niż ktokolwiek inny potrafi świadczyć usługi nawet tak dalekie od czystego programowania, np. prowadzenie szkoleń.

A.S.: Sytuacja Linuxa nie różni się zasadniczo od Javy. Tam również pojawiają się pytania o właściwy model biznesowy. Od strony rozwojowej Java pochłania mnóstwo pieniędzy, a nie przynosi wprost zwrotu w postaci sprzedaży produktów software'owych Suna. Firma zarabia na certyfikatach, licencjach itp. Tym samym tropem podąża Red Hat. Chyba mu się udało, skoro od niedawna wykazuje zyski.


TOP 200