Dwa porządki

W procesach informatyzacji państwa główny nacisk kładzie się na wprowadzenie cyfrowych narzędzi i systemów. Mniej uwagi poświęca się zaś koordynacji równoległego funkcjonowania dwóch porządków - elektronicznego i papierowego.

W procesach informatyzacji państwa główny nacisk kładzie się na wprowadzenie cyfrowych narzędzi i systemów. Mniej uwagi poświęca się zaś koordynacji równoległego funkcjonowania dwóch porządków - elektronicznego i papierowego.

Twórcom telewizji cyfrowej bardzo dobrze znane jest zjawisko simulcastu. Polega ono na równoległym prowadzeniu przez pewien czas transmisji analogowej i cyfrowej. Nie da się bowiem w jednym momencie wyłączyć na terenie całego kraju wszystkich nadajników analogowych i przejść od razu w całości na nadawanie cyfrowe. Tak zwany switch off może nastąpić dopiero wtedy, gdy będą do niego dostatecznie dobrze przygotowani zarówno nadawcy, jak i odbiorcy oraz państwowe służby odpowiedzialne za gospodarowanie zasobami częstotliwości. Mają do tego prowadzić odpowiednio wcześniej przygotowane, zaplanowane i przemyślane działania.

Wydaje się, że odpowiednika simulcastu brakuje w działaniach związanych z wprowadzaniem w życie założeń elektronicznej administracji czy informatyzacją innych sfer życia publicznego. A przecież nawet przy najlepszych chęciach nie da się od razu i z miejsca zastąpić wszystkich papierowych dokumentów elektronicznymi (nie da się w miejsce procedur związanych z obiegiem papierowym wprowadzić jednym pociągnięciem ręki reguł wynikających z wykorzystania narzędzi informatycznych). Widać to chociażby na przykładzie trudności z wprowadzaniem podpisu elektronicznego. Tymczasem ten niezwykle ważny dla powodzenia programów informatyzacji państwa problem jest zazwyczaj pomijany milczeniem lub uważany, nie wiadomo dlaczego, za wstydliwy.

Na obieg papierowy i elektroniczny patrzy się u nas jak na dwa zupełnie odrębne, nieprzystające do siebie światy. Nie ma nic pomiędzy - jest tylko albo stan przed, albo stan po. Okres przejściowy jest traktowany jako zło konieczne, a nie krok zbliżający do osiągnięcia celu, środek do realizacji założonego stanu. Z tego powodu zapewne wiele ważnych, interesujących projektów informatycznych skazanych jest na niepowodzenie. Upadają pod naporem nieuwzględnionych wcześniej, a istotnych dla sprawy czynników otoczenia.

Dobrze przygotowany, uwzględniający wszystkie istotne przesłanki okres przejściowy może dawać gwarancję sukcesu. Źle przygotowany okres przejściowy albo co gorsza podejmowanie działań w sposób żywiołowy, nieskoordynowany, może stać się przyczyną klęski najlepszego projektu informatycznego.

Hologram do kontroli, proszę!

O tym, jak znaczący wpływ na projekty związane z wykorzystaniem narzędzi informatycznych może mieć nieprzystosowane do ich używania otoczenie, widać bardzo wyraźnie na przykładzie elektronicznej legitymacji studenckiej. W Ministerstwie Edukacji Narodowej i Sportu trwają prace nad zastąpieniem nią dotychczasowej legitymacji papierowej. Nowy dokument ma mieć postać karty procesorowej z zapisanymi informacjami dotyczącymi danego studenta i przebiegu jego studiów. Ma to umożliwiać dostęp do uczelnianych baz danych i akademickich zasobów informacyjnych, na przykład ułatwiać korzystanie z bibliotek.

Tradycyjnie już od lat legitymacja studencka uprawnia do zniżek na przejazdy pociągami. Tak ma być również w przypadku legitymacji elektronicznej. Okazuje się jednak, że konduktorzy Polskich Kolei Państwowych nie mają i w najbliższym czasie nie będą mieli możliwości odczytywania zapisanych cyfrowo danych o terminie ważności legitymacji. Z tego powodu na kartę będą naklejane dodatkowo hologramy z tego typu informacją. Nie jest to rozwiązanie ani tanie, ani praktyczne. Przy wielokrotnym "przeciąganiu" karty przez czytniki (w miejscach, gdzie takie czytniki oczywiście będą) hologramy będą się z pewnością niszczyć. Zapisana na nich informacja i tak więc może być nie do odczytania. W konsekwencji wysiłek włożony w dublowanie danych pójdzie na marne. Ministerstwo nie widzi jednak na razie innych możliwości rozwiązania tego problemu.

Trochę lepiej wygląda sytuacja w przypadku komunikacji miejskiej. W wielu miastach autobusy czy tramwaje wyposażone są już w czytniki kart elektronicznych. Takimi urządzeniami dysponują też kontrolerzy biletów. Nie będzie więc problemu z odczytaniem danych zawartych na karcie studenckiej. Tam jednak, gdzie elektroniczny bilet nie jest jeszcze w użyciu, będzie znowu potrzebny hologram.

Niektórzy informatycy uczelniani zwracają uwagę, że problem można by ominąć, decydując się na przykład na weryfikację ważności legitymacji za pomocą SMS-ów. Nie wiadomo jednak, jakie byłyby koszty stworzenia odpowiedniego systemu zdalnej komunikacji z uczelnianymi bazami danych. Nie wiadomo też, czy potrzebny byłby dostęp do każdego uczelnianego systemu informacyjnego osobno, czy też lepiej byłoby stworzyć jeden, centralny rejestr legitymacji?

Jakiż więc jest w ogóle sens tworzyć ułomne rozwiązania (wprowadzać produkt, o którym z góry wiadomo że będzie miał wady)? Na jednych uczelniach uważają, że to chybione przedsięwzięcie i lepiej poczekać na uzgodnienie, dopracowanie wszystkich warunków niezbędnych do tego, aby elektroniczna legitymacja była nią rzeczywiście w pełnym tego słowa znaczeniu. Inne szkoły wyższe są skłonne zaakceptować ograniczone rozwiązania i wiążące się z tym uciążliwości, byle tylko zrobić krok do przodu.

Brak jasnych, przejrzystych reguł okresu przejściowego rodzi jednak u wszystkich wiele pytań, obaw i zastrzeżeń. Wszelkie wątpliwości i kwestie sporne rozstrzygnie zapewne rozporządzenie ministra, które zobliguje wszystkich do wprowadzenia w określonym terminie quasi-elektronicznej legitymacji. Niedobrze, że z uczelni docierają też głosy, że projekt nie był konsultowany w całym środowisku akademickim. Opinie zbierano tylko od wytypowanych uczelni. To już, niestety, powszechna bolączka naszego systemu sprawowania władzy.

Zabytki w kolorach

Z drugiej strony, czy lepszym rozwiązaniem jest obstawanie przy jednym, tradycyjnym nośniku i całkowite pomijanie wyzwań związanych z coraz bardziej powszechnym obiegiem elektronicznym (bo a nuż się wszystko samo ułoży i pozostanie po staremu)? Takiego zdania jest, zdaje się, Ministerstwo Kultury.

Zgodnie z rozporządzeniem ministra kultury z 14 maja br. w sprawie "prowadzenia rejestru zabytków, krajowej, wojewódzkiej i gminnej ewidencji zabytków oraz krajowego wykazu zabytków skradzionych lub wywiezionych za granice niezgodnie z prawem", rejestr zabytków ma mieć postać księgi o wymiarach 46 na 30 cm, posiadającej 200 kart. Wpisy w niej muszą być nanoszone atramentem w różnych kolorach (czarnym, niebieskim, czerwonym i zielonym, w zależności od rodzaju informacji - na przykład wykreśleń należy dokonywać, oczywiście, kolorem czerwonym). Dlaczego rozporządzenie nie dopuszcza możliwości alternatywnych, elektronicznych sposobów prowadzenia rejestru - nie wiadomo.

Według oficjalnego stanowiska Departamentu Ochrony Zabytków, przekazanego za pośrednictwem biura prasowego, "wpisy do rejestru są dokumentem i dlatego mają postać papierową". Trudno dociec, dlaczego urzędnicy Ministerstwa Kultury nie dopuszczają możliwości korzystania również z dokumentów elektronicznych, które przy zastosowaniu podpisu elektronicznego stają się w myśl polskiego prawa równoważne dokumentom papierowym. W Departamencie Ochrony Zabytków nikt nie chciał na ten temat rozmawiać. W przesłanym oświadczeniu stwierdzono jedynie, że wspomniane rozporządzenie "nie zabrania tworzenia nośnika elektronicznego, jako pomocniczego, jednak postać papierowa jest podstawowa".

Co to konkretnie znaczy - trudno zgadnąć. Być może chodzi o dopuszczenie możliwości prowadzenia osobnych baz danych na podstawie informacji spisywanych z decyzji wojewódzkich konserwatorów zabytków o wpisaniu danego obiektu do rejestru zabytków. Takie bazy danych z podstawowymi informacjami tekstowymi (ale jak zidentyfikować zabytek bez jego fotografii?) prowadzone są w Krajowym Ośrodku Badań i Dokumentacji Zabytków. Do placówki tej spływają z całego kraju kopie wpisów dokonywanych przez konserwatorów wojewódzkich. Prowadzone jest archiwum tych dokumentów, które mają moc decyzji administracyjnych. Znajdujące się w nich najważniejsze dane o zabytkach wprowadzane są do bazy danych.

Dlaczego przy okazji nowelizacji rozporządzenia nie pomyślano o stworzeniu jednolitego, komputerowego systemu rejestracji zabytków? Nie trzeba by było wtedy tworzyć wielu bytów informacyjnych na różnych poziomach administracyjnych (krajowym, wojewódzkim, gminnym), zawierających wiele dublujących się informacji. Dostęp do informacji o zabytkach byłby łatwiejszy i szybszy, co mogłoby mieć kolosalne znaczenie w przypadku ścigania złodziei. Usprawniona zostałaby także praca służb konserwatorskich, które odciążone od konieczności ciągłego przepisywania tych samych danych mogłyby się zająć skuteczniej innymi działaniami.

Czy przeszkodą był brak funduszy, na który cierpi cały czas sfera kultury? Czy brak dobrej woli ze strony decydentów? Czy brak świadomości możliwości nowych technologii wśród przedstawicieli służb publicznych? Cokolwiek by to jednak było, trzeba to również uwzględniać w procesach informatyzacji państwa jako istotne czynniki etapu przejściowego. One także w znaczący sposób mogą wpływać na skuteczność realizacji projektów z zakresu elektronicznej administracji. Trzeba być ich świadomym, żeby wiedzieć, jak je przezwyciężyć. Uporanie się z nimi wymaga innych działań niż w przypadku elektronicznych legitymacji studenckich.

Karty na stół!

Jednym z największych dobrodziejstw wynikających z zastosowania techniki komputerowej w sferze publicznej miała być możliwość integracji różnorodnych, rozproszonych państwowych rejestrów, spisów i baz danych. Korzyść dla obywatela stanowić miało skrócenie męki związanej z koniecznością zdobywania dokumentów z różnych urzędów i zawiadamiania o każdej zmianie danych wielkiej liczby instytucji i organów administracji. Do tego potrzebna jest jednak ścisła integracja działań różnych organów państwa - integracja na poziomie organizacyjnym, operacyjnym. Jak się zdaje, właśnie jej brak jest jednym z największych problemów okresu przejściowego w naszym państwie.

Jeżeli sobie z tym nie poradzimy, to zamiast szumnie zapowiadanej jednej bramki internetowej do całego systemu administracji publicznej, każda instytucja będzie wyposażać obywateli we własne legitymacje, dowody i zaświadczenia. Bynajmniej wcale nie elektroniczne, chociaż żeby było nowocześnie przyjmujące postać plastikowej karty. Tak jak kiedyś musieliśmy mieć na wszystko kartki, teraz będziemy musieli wszędzie okazywać karty. O kim mowa? O Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych.

Otóż ZUS zamierza wyposażyć emerytów i rencistów w "dwustronnie laminowane z połyskiem karty plastikowe z hologramem typu hot stamp, giloszami i mikrodrukiem". Ogłoszony został przetarg na dostawę 10 mln takich kart. Mają one pełnić funkcję legitymacji emeryta bądź rencisty, stanowić potwierdzenie takiego statusu ich posiadaczy. Jak twierdzą przedstawiciele ZUS-u, sam dowód osobisty w takim przypadku nie wystarczy. Na jego podstawie można potwierdzić tożsamość danej osoby, ale do uwierzytelnienia, że jest ona emerytem lub rencistą, potrzebna jest osobna legitymacja.

Kierownictwo ZUS-u nie widzi potrzeby umieszczenia na kartach paska magnetycznego lub mikroprocesora, gdzie można by nanosić wiele istotnych informacji w postaci elektronicznej. Dokładny zakres informacji drukowanych na planowanej karcie ZUS-u ma być ustalony przez osobne rozporządzenie ministra polityki społecznej. Niewykluczone że za jakiś czas inny minister wyda inne, własne rozporządzenie, wskazujące zakres informacji na innej karcie, potrzebnej innej instytucji. Zamiast w dostęp do Internetu obywatele zostaną zmuszeni do zainwestowania w zakup nowych, większych portfeli, w których pomieściłyby się wszystkie potrzebne karty. Czy ktoś jeszcze wtedy będzie pamiętał o czymś takim jak rejestry referencyjne? Co się stanie z systemami PESEL czy NIP? A może powstaną jeszcze inne, nowe i oczywiście niezbędnie potrzebne rejestry?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200