Sprawa jest ciekawa, gdyż może na długie lata uregulować kwestie związane z próbami cenzurowania internetu ze strony urzędników państwowych. Apelacja – pod którym widnieje podpis prokuratora generalnego USA - argumentuje, że żądanie zablokowania niektórych wpisów umieszczonych na tym medium zostało wtedy wysunięte przez fizyczną osobę mającą na Twitterze swoje osobiste konto (@realDonaldTrump) i fakt iż osoba ta sprawuje jednocześnie funkcję prezydenta kraju nie ma nic do rzeczy i nie oznacza, że zdarzenie takie miało charakter nacisku ze strony oficjalnego urzędu USA.

W zawiadomieniu znajduje się również inny argument przemawiający za tym, że nakaz powinien zostać uchylony. Chodzi mianowicie o to, że z chwilą odejścia z urzędu prezydenta, Donald Trump będzie mógł blokować określonym użytkownikom Twittera dostęp do swojego konta.

Zobacz również:

• WordPress 6.5 trafia na rynek. Oto 5 najważniejszych zmian
• Udostępniono bezpłatne narzędzie, które wykrywa treści generowane przez AI

Sprawa nie jest taka prosta, gdyż w przeszłości Trump blokował niektórych użytkowników Twittera krytykujących jego politykę, używając do tego celu właśnie swojego osobistego konta. Gdyby orzeczenie zostało cofnięte, Trump byłby w stanie blokować użytkowników Twittera na swoim koncie osobistym @realDonaldTrump, a nie na swoim oficjalnym koncie prezydenta USA.

Sąd Najwyższy USA zajmie się tą sprawą najprawdopodobniej dopiero w październiku, a prawomocne orzeczenie może wtedy zapaść gdzieś tak w połowie 2021 roku, czyli już po wyborach prezydenckich. Posunięcie to jest kolejnym przykładem tego, jak intensywnie Trump korzystał z platformy mediów społecznościowych podczas swojej prezydentury i tego, że kwestia relacji między osobami sprawującymi funkcje państwowe i tego rodzaju mediami powinna zostać definitywnie rozwiązana.