Doceniłam kapitalizm

Organizację nie z tej - kapitalistycznej - epoki zdradza przede wszystkim to, że pragnie wymusić uczucie pokory i podległości na ludziach, którzy chcą coś w niej załatwić. Ostatnio, nie z powodu swojej pracy zawodowej, mam do czynienia z instytucją, będącą modelowym reliktem socjalizmu. Posiada unikatowy sprzęt, bardzo potrzebny imprezie kulturalnej, której jestem współorganizatorem. Ta instytucja nie jest w stanie sama tego sprzętu wykorzystać w pełni. Musi mieć partnera.

Organizację nie z tej - kapitalistycznej - epoki zdradza przede wszystkim to, że pragnie wymusić uczucie pokory i podległości na ludziach, którzy chcą coś w niej załatwić. Ostatnio, nie z powodu swojej pracy zawodowej, mam do czynienia z instytucją, będącą modelowym reliktem socjalizmu. Posiada unikatowy sprzęt, bardzo potrzebny imprezie kulturalnej, której jestem współorganizatorem. Ta instytucja nie jest w stanie sama tego sprzętu wykorzystać w pełni. Musi mieć partnera.

Zwracam się do dyrektora z moją sprawą, wyliczając korzyści ze współpracy. Najpierw słyszę, że "my mamy takich propozycji bardzo, ale to bardzo wiele" - żebym sobie nie myślała, że ktoś tu czekał na mnie, że ktoś się ucieszy i powie "świetnie, że możemy coś zrobić razem". A na zakończenie rozmowy dyrektor jeszcze raz zapytał, o jaką imprezę chodzi, bo opowiadając o tych innych propozycjach, nie bardzo miał czas słuchać, co ja mu właściwie proponuję.

Ta rozmowa miała tylko jeden cel, miała ustawić mnie na właściwym miejscu - miejscu uniżonego petenta - reszta była nieistotna. Na koniec usłyszałam, że muszę przysłac faks. No to wysłałam. Telefonowałam dwa tygodnie, ale dyrektor był nieuchwytny: "jest na terenie" informowały sekretarki. Ba, całe zastępy sekretarek i asystentek, ale żadna nie wiedziała, kiedy będzie we własnym pokoju, i nie podejmowała się umówienia i oddzwonienia, gdy dyrektor już przybędzie, "bo dyrektor sam sobie organizuje czas". Asystentki zatem nie były do pracy, lecz do podnoszenia wartości dyrektorskiego stanowiska.

W trzecim tygodniu "ustrzeliłam" dyrektora. Usłyszałam głos pełen oburzenia: "Pani Iwonko, dwa tygodnie temu pani wysłała faks i już chciałaby pani wiedzieć, co sądzę o sprawie?!" Zrozumiałam, że długość polegiwania dokumentacji podnosi jej wagę, a dyrektor dotyka jej dopiero wtedy, gdy ta waga jest wielotygodniowa. Po kolejnym szczęśliwym telefonie - dyrektor był w pokoju - dowiedziałam się, że w zasadzie można zacząć rozmowy, ale trzeba sprawdzić, czy zaproponowane terminy w ogóle wchodzą w grę, bo jak sprzęt jest już zamówiony, to przecież nie ma o czym mówić. Przez tyle tygodni nie sprawdzono nawet tego! Na moją mocno nieśmiałą prośbę, aby przyspieszyć moment decydującej rozmowy, bo media patronujące imprezie chciałyby już o niej informować, no i inne sprawy organizacyjne czekają, usłyszałam z miejsca: "Tylko niech pani mnie nie szantażuje!"

Dyrektor się wyszalał - przeczekałam - i powiedział, żeby zadzwonić do komórki, która tym się zajmuje i z którą ewentualnie bezpośrednio ustalałabym terminy i wykonawstwo. Zatelefonowałam. Pani kierowniczka najpierw upewniła się, że dyrektor o wszystkim wie, potem zobowiązała się, że sprawdzi terminy. Sprawdziła, termin był do przyjęcia. No tak, ale kierowniczka za nic nie chciała się spotkać i uzgodnić, co za darmo, co za pieniądze, ilu pracowników obsługi, co w zamian i w jaki sposób, mimo że dokładnie to należało do jej zakresu obowiązków. "Niech pan dyrektor...". Dyrektor był w każdym zdaniu jej wypowiedzi. W tej instytucji tylko dyrektor podejmuje decyzje, we wszystkich sprawach, od najmniejszych do największych. Kierownicy są od wykonywania tych decyzji. Ale to kierownicy dysponują pewnymi podstawowymi informacjami, bo ich działy na co dzień wykonują pracę. Zatem w najprostszą sprawę uwikłani są wszyscy, od dyrektora po szefową sprzątaczek, a kanały komunikacji są tak zwielokrotnione, że wszystko trwa potwornie długo, a i tak nie ma odpowiedzialnych w razie czego. To znaczy odpowiedzialni są zawsze ci, którzy to wykonują, no bo jakżeby dyrektor. A zatem jeszcze bardziej zawężają obszar swojej samodzielności: "niech już pan dyrektor dokładnie powie, czy napisać kartkę, żeby zamykać drzwi - bo przeciąg, bo jak my napiszemy, a drzwi się zepsują, to będzie na nas, że klienci trzaskali i teraz są koszty, a jak nie napiszemy, to pracownicy będą chorować i zawalimy robotę i znowu będzie na nas. I tak źle, i tak niedobrze, niech więc pan dyrektor"... I dyrektor tak miota się od drobiazgów do spraw strategicznych. Z niczym nie nadąża. Ale sam tak chciał...

Kapitalizm nie jest idealny. Ale przynajmniej klienci szybciej się dowiadują, czy będą załatwieni, czy nie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200