Długa lista niejasności

Oczekiwane przez wszystkich wyjaśnienie i wskazanie winnych niewydolności systemu obsługującego wybory samorządowe w rzeczywistości niewiele zmieni. Głębokich zmian wymaga bowiem cały dotychczasowy system finansowania i organizowania informatycznej obsługi wyborów.

Oczekiwane przez wszystkich wyjaśnienie i wskazanie winnych niewydolności systemu obsługującego wybory samorządowe w rzeczywistości niewiele zmieni. Głębokich zmian wymaga bowiem cały dotychczasowy system finansowania i organizowania informatycznej obsługi wyborów.

Przez wiele dni po wyborczej niedzieli do redakcji nadchodziły listy od osób odpowiedzialnych za informatykę w terytorialnych komisjach wyborczych biorących udział w pilotażu. Ich ton był jednoznaczny, a słownictwo - jak nigdy - niewybredne. Gdy atmosfera ostygła, podjęliśmy próbę wyjaśnienia niepowodzenia. Wszak informatyka jest dziedziną inżynierską i wskazanie błędów nie powinno stanowić problemu. Wystarczyłoby spotkanie przedstawicieli firm uczestniczących w projekcie z przedstawicielami Krajowego Biura Wyborczego, aby wyjaśnić setkom osób biorącym udział w projekcie przyczyny niepowodzenia. Niestety przynajmniej oficjalnie nie miało ono miejsca. Pikanterii wydarzeniu dodaje fakt, że każda ze stron zaangażowanych w projekt podaje dziś informacje często wzajemnie się wykluczające. Nic zatem dziwnego, że do zbadania przyczyn niewydolności systemu obsługującego wybory w PKW powołano specjalną komisję. Równolegle kontrolę prowadzić będzie NIK. Propozycję audytu systemu złożyło PKW także Polskie Towarzystwo Informatyczne.

Bez względu na to, kto ponosi bezpośrednią odpowiedzialność za niewydolność systemu obsługującego wybory samorządowe, wydarzenia sprzed dwóch tygodni sprawiły, iż w odbiorze społecznym na wizerunku informatyki jako metody na usprawnienie administracji pojawiła się głęboka rysa. Obywatele dowiedzieli się z mediów, że po raz kolejny sfinansowali drogą, niepotrzebną zabawkę w postaci nowoczesnych komputerów. Tysiące osób, które zainwestowały w projekt informatyzacji wyborów swój czas i wysiłek, stwierdziły, że w sprawy publiczne nie warto się angażować. Niejako przy okazji, całkiem niezasłużenie, została wystawiona na szwank po-zycja osób odpowiedzialnych za informatykę w samorządach. Zapewne w oczach wielu szefów i kolegów to na samorządowych informatykach spoczywa odpowiedzialność za porażkę. Nasuwa się oczywiste pytanie: jak szybko uda się naprawić wizerunek informatyki w administracji?

Pogłoski i tajemnice

Jak pisaliśmy w ubiegłym tygodniu, informacje, jakoby problemy systemu wyborczego wynikały z błędów w aplikacji klienckiej autorstwa łódzkiej firmy Pixel Technology, nie znalazły potwierdzenia w faktach. Zarzuty te od początku wydawały się mało prawdopodobne, aplikacja była bowiem wielokrotnie testowana. Z relacji pracowników terytorialnych komisji wyborczych wynika, że w zdecydowanej większości przypadków aplikacja autorstwa Pixel Technology wywiązała się ze swego zadania, czyli zliczania głosów i sprawdzania poprawności sprawozdań.

Przyczyną opóźnień - co zostało już potwierdzone - były komponenty odpowiedzialne za wymianę danych między aplikacją działającą w terenie a systemem centralnym w KBW. Przed wyborami Prokom chwalił się, że cała część centralna systemu jest jego dziełem. Gdy jednak wersja o błędzie w module komunikacji została potwierdzona, niespodziewanie autorem błędnie działających komponentów okazał się Pixel. Wersję tę dodatkowo uwiarygodnił Tomasz Szeller, prezes Pixel Technology, który w głównym wydaniu telewizyjnych Wiadomości wziął na siebie winę za problemy z systemem.

Choć w tej sytuacji wina niewielkiej firmy wydaje się niepodważalna, wiele osób zaangażowanych w projekt po stronie samorządowej stawia hipotezę, iż Prokom porozumiał się z Pixel Technology. Łódzka firma nie dość, że nie zaprzeczyła oskarżeniom o istnieniu błędów w aplikacji klienckiej, to jeszcze chętnie nadstawiła drugi policzek, oficjalnie przyznając się do błędu, tym samym chroniąc reputację Prokomu. Zakładając, że powyższa hipoteza jest prawdziwa, motywacja Prokomu wydaje się oczywista - kolejna afera z nieudaną informatyzacją to woda na młyn konkurencji, szykującej się do dużych przetargów na systemy informatyczne dla administracji związane z wejściem Polski do UE i nie tylko. Co w zamian? Motywacja Pixel Technology jest mniej jasna, choć można pokusić się o pewne przypuszczenia. Pixel ma aplikację kliencką, z którą zapoznało się kilka tysięcy ludzi odpowiedzialnych za wybory. To duży atut w kolejnych wyborach i referendach. Jednak małej firmie trudno będzie pozbyć się przyklejonego jej przez media odium nieudacznika. Pixel potrzebuje pomocy i zapewne ją otrzyma, np. w formie zakupu jej udziałów przez Prokom. W ten sposób Prokom mógłby obronić reputację, a jednocześnie wejść w posiadanie cennego dorobku Pixela.

W sprawie pojawiają się też zupełnie nowe, wymagające sprawdzenia wątki. Przykładowo, wg źródeł zbliżonych do kierownictwa projektu IBM spóźnił się trzy tygodnie z dostarczeniem KBW serwerów mających stanowić rdzeń systemu wyborczego, co poważnie zachwiało harmonogramem projektu zaplanowanego na dwa miesiące. Do momentu dostarczenia serwerów rozwój systemu odbywał się na platformie Linux na serwerach PC.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200