Demokracja bezpośrednia

W świecie elektronicznej polityki Współczesna polityka opiera się na wynalazku starożytnych Greków, zmodyfikowanym do potrzeb społeczeństw, znacznie większych niż w przypadku państw-miast dawnej Hellady. W praktyce, obecne sposoby sprawowania władzy mają charakter pośredni. Czy media elektroniczne mogą zmienić ten stan rzeczy?

W świecie elektronicznej polityki Współczesna polityka opiera się na wynalazku starożytnych Greków, zmodyfikowanym do potrzeb społeczeństw, znacznie większych niż w przypadku państw-miast dawnej Hellady. W praktyce, obecne sposoby sprawowania władzy mają charakter pośredni. Czy media elektroniczne mogą zmienić ten stan rzeczy?

To, co było możliwe w starożytnych Atenach, jest nie do pomyślenia dzisiaj. Zgromadzenie wszystkich mieszkańców wielkomiejskiej dzielnicy w jednym miejscu, w celu podejmowania decyzji politycznych, to czysty absurd. Cóż dopiero mówić o województwie czy całym kraju! Przyjęliśmy zatem system przedstawicielski, a z bezpośrodnią demokracją na dużą skalę mamy do czynienia rzadko. W ten sposób możemy wybierać np. prezydenta czy brać udział w referendach. Kosztowne te przedsięwzięcia poprzedzają długotrwałe kampanie wyborcze, zakończone krótką chwilą aktu wyborczego, który ma ważki wpływ na polityczny obraz państwa w ciągu lat kolejnej kadencji. Czy warto tu coś zmieniać? W końcu tak było "od zawsze".

Elektroniczna agora

Politykom, którzy znajdą się już "na górze", zdarza się podejmowanie decyzji nie akceptowanych przez społeczeństwo. I przyczyną nie musi być tu zła wola czy partykularyzm, ale zwyczajny brak informacji. Otaczająca nas rzeczywistość jest niezwykle dynamiczna. Cele, z którymi identyfikujemy się dzisiaj, mogą wymagać modyfikacji już jutro. Wymiana informacji między wyborcami a sprawującymi władzę jest słaba, ze szkodą dla obu stron. O tym, że nie jest to stan idealny, świadczy istnienie instytucji badania opinii publicznej, co w praktyce zawężone jest do "reprezentatywnej grupy Polaków". Nawet gdyby przyjąć, że owa próbka jest naprawdę reprezentatywna, to przecież efekty takich działań nie mogą mieć żadnej mocy prawnej.

Istniejącą lukę informacyjną starają się także wypełniać przeróżne ankiety i minisondaże, których wyniki prezentowane są w mediach. Znaczenie sondy telefonicznej ograniczone jest tylko do osób mających dostęp do telefonu. Na pytanie postawione przez rozgłośnię radiową mogą odpowiedzieć tylko słuchacze tej stacji. Z kolei krąg wypowiadających się w Internecie to głównie wykształceni, dynamiczni mężczyźni, mieszkający w większych miastach. W tym ostatnim przypadku mamy jednak do czynienia z medium, które daje szansę zmiany sztywnego świata polityki w elektroniczną agorę dostępną dla każdego. Na ile realna jest taka zmiana?

Tchnienie Amazonki

Myśląc stereotypami, trudno jest skojarzyć Brazylię z wyzwaniami teledemokracji. W uszach dźwięczy nam "mowa bębnów", a przed oczami stają obrazki półnagich Indian, z książek Arkadego Fiedlera. A jednak to właśnie kraj wirtuozów samby i futbolu będzie zapewne wymieniany w przyszłych annałach historyków społeczeństwa informacyjnego. Trzeciego października 1996 r. miliony Brazylijczyków udały się do elektronicznych urn wyborczych. Nowy system elektronicznego głosowania (electronic voting), autorstwa firmy UNISYS, został z powodzeniem zastosowany w wyborach municypalnych.

Wyborcy wprowadzali do komputera kod swojego kandydata widzianego na ekranie. Dane z poszczególnych urn elektronicznych przekazywane były do lokalnych ośrodków wyborczych i dalej do centrali w stolicy. W ten sposób wyłoniono burmistrzów kilkudziesięciu największych miast kraju. Warto dodać, że naciśnięcie klawisza przez wyborcę generowało automatycznie odpowiedni wydruk, lądujący w klasycznej urnie, co gwarantowało możliwość dodatkowej kontroli i czyniło zadość przepisom wymagającym papierowej dokumentacji wyborczej. Brazylijczycy zamierzają nadal rozwijać tę technologię, a nawet eksportować ją do innych krajów. Podobne koncepcje spotkamy także w innych państwach, zwłaszcza w USA.

Jest rzeczą jasną, iż to, co było możliwe w elektronicznym lokalu wyborczym, da się wykonać bez wychodzenia z domu, pod warunkiem dostępu do internetowego terminalu. Efektywność takich systemów nie ulega wątpliwości, ich rozpowszechnienie się jest zatem kwestią niedługiego czasu, na zasadzie alternatywy dla tych wyborców, którzy zechcą z niej skorzystać. Widać tu analogię do współczesnych systemów finansowych - niektórzy trzymają pieniądze na kontach konwencjonalnych, inni z powodzeniem stosują telebanking, a jeszcze inni "skarpetę".

W przypadku naszego kraju, ważnym krokiem na drodze do sprawnego systemu elektronicznych głosowań byłoby wprowadzenie, nieznanej w Polsce, procedury głosowania listowego.

Rozwiązania takie, stosowane za granicą, uwalniają wyborców od dylematów typu: spędzić weekend na rybach czy pozostać w pobliżu urny. Jest to oczywiste ułatwienie dla chorych i tych, którzy z indywidualnych przyczyn po prostu nie mają ochoty na drogę do lokalu wyborczego w danym dniu, muszą nagle wyjechać itp. Dodatkowym efektem jest podniesienie poziomu frekwencji wyborczej, na którą zwykle się narzeka. Krótko mówiąc, chodzi o optymalizację metod dotychczasowych, a doświadczenia zdobyte w wyniku umożliwienia głosowania drogą pocztową z pewnością procentowałyby podczas przechodzenia na elektroniczne systemy wyborcze.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200