Czy Twoje Data Center też maluje trawę na zielono?

Amerykański Uptime Institute podjęło próbę przebicia się do świadomości klientów cloud computingu z informacją, że centra danych nader często charakteryzują się relatywnym podejściem do prawdy. Zwłaszcza w kwestii wydajności swoich maszyn.

Julian Kudrycki, wiceprezes instytutu mówi nawet o "ekonomicznym podejściu do prawdy". Mało kogo będzie jednak interesował sposób adresowania tematu, kiedy okaże się, że system jest przeciążony, a do tego nieopodal nastąpiła awaria transformatora. W tragicznym scenariuszu zatrzymaniu ulegnie działanie aplikacji, od których zależy funkcjonowanie wielu przedsiębiorstw wynajmujących moc obliczeniową w feralnym centrum danych. Kudrycki podkreśla, że problem robi się coraz poważniejszy, ponieważ rośnie liczba firm, które decydują się na zlikwidowanie własnej infrastruktury IT i wynajęcie jej na zewnątrz.

Lekarstwem na nierzetelność i malowanie trawy na zielono przed przyjazdem potencjalnego klienta jest system certyfikacji. Dodajmy, że system, który już istnieje i ma się dobrze. Certyfikaty przyznaje natomiast właśnie wspomniany Uptime Institute. Audyt z Uptime oczywiście kosztuje. Odpowiednich środków wymaga także dostosowanie centrum danych do wymogów instytutu. Alternatywne ścieżki zasilania, wydajne chłodzenie i zapasowe komponenty już zawarte w instalacji - na wszelki wypadek - to spory koszt, ale i gwarancja minimalnego przestoju w działaniu centrum dotkniętego awarią. Okazuje się, że certyfikat Uptime Institute jest tak pożądanym towarem, że niektórzy usługodawcy starają się do niego subtelnie nawiązać, tak aby przekonać że mają z nim cokolwiek wspólnego. To coś jak promocja nowej animacji dla dzieci sloganem "film producentów, którzy oglądali Shreka". Kłamstwa brak, ale słowo kluczowe jest. Inni dostawcy wprost legitymują się posiadaniem certyfikatu, mimo iż nigdy nie został im przyznany, albo twierdzą, że ich centrum zostało zbudowane według wymogów Uptime Institute.

Zobacz również:

  • Cyfrowa transformacja z AI - co nowego na Google Cloud Next 24
  • AI ma duży apetyt na prąd. Google znalazł na to sposób

Co ciekawe, rozdzielanie centrów na te z certyfikatem i bez ma wielu przeciwników. Oczywiście, w znaczącej części po tej drugiej stronie. Jednym z kontrargumentów jest ten, mówiący że podział jasno sugeruje, które placówki są dobra, a które złe, mimo iż nie musi to mieć absolutnie nic wspólnego z prawdą. Certyfikat, to tylko dokument potwierdzający, że infrastruktura została zbudowana zgodnie z określonymi wymogami. Dodajmy, że dokument wydawany za pieniądze. Poza tym, sformułowania ukute przez Uptime jeszcze w latach 90. już dawno weszły do branżowego słownika, włącznie z oznaczeniami wymogów konkretnych certyfikatów od Tier I do Tier IV. W opisie swoich centrów operatorzy twierdzą, na przykład, że w kwestii zasilania są na poziomie Tier III, ale bezpieczeństwo i komunikacja już Tier IV... mimo iż nawet nie składali nigdy podania o przyznanie odpowiedniego certyfikatu.

Mimo iż jest to dla instytutu olbrzymi problem Uptime nie próbuje walczyć ze zjawiskiem za pośrednictwem sal sądowych, ale poprzez pozytywne akcje edukacyjne, skierowane do potencjalnych klientów centrów danych. Taktyka ta w mniejszym stopniu naraża instytut na utratę dobrego wizerunku.

A czy Twoje Data Center też maluje trawę na zielono?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200