Co robi informatyk?

Przeprowadziłem sondę wśród znajomych. Pytałem o różne zawody i kojarzone z nimi typowe czynności. Sporządziłem listę kilkadziesiąt przypadkowo wybranych profesji i na pytanie o nie, zawsze otrzymywałem dość jednoznaczne odpowiedzi.

Przeprowadziłem sondę wśród znajomych. Pytałem o różne zawody i kojarzone z nimi typowe czynności. Sporządziłem listę kilkadziesiąt przypadkowo wybranych profesji i na pytanie o nie, zawsze otrzymywałem dość jednoznaczne odpowiedzi.

Przykładowo: lekarz - leczy, kierowca - kieruje, lotnik - lata, murarz - muruje, kolarz - pedałuje, profesor - główkuje, kucharz - gotuje, policjant - pilnuje, polityk - kombinuje itd. Jedynie ksiądz i informatyk nastręczali kłopotów w udzieleniu szybkiej odpowiedzi. A ponadto większość udzielonych odpowiedzi - jedynie dla tych dwóch profesji - różniła się od siebie i to dość znacznie. Szczegółów nie przytaczam, aby nie zasmucać. Daje do myślenia.

Być może takie niejednoznaczne postrzeganie informatycznej profesji bierze się stąd, że interes ten otacza coś w rodzaju religijnej aury. Informatyka w przeciwieństwie do innych zawodów i interesów jest ponoć nie tylko do robienia pieniędzy, tak to zostało światu wmówione przez informatyczne lobby. Informatyka ma do wypełnienia dodatkowe zadania. Takie misyjno-cywilizacyjne pretensje można odszukać w wypowiedziach wielu informatyków, zarówno małych, jak i przede wszystkim tych dużych, informatycznych guru. Brałem ostatnio udział w kilku konferencjach, gdzie przyszłość świata zaplatanego w nieskończone ilości mikro-neto-tworów tworzyła wizje zdolną powalić na kolana niejednego rzecznika postępu.

Informatycy wmówili światu kilka niezbitych przekonań. Komputerowy interes kręci się tak dobrze, bo przeciętny posiadacz komputera wie, że musi go wymienić przynajmniej co 2-3 lata. Czy znajdzie się w dzisiejszym świecie średnio zamożny rodzic, który odmówi kupienia swojemu dziecku najnowszego peceta? Wątpię. Na tym przekonaniu zbito miliardowe fortuny. Weźmy taki Internet, matkę wszystkich sieci komputerowych, przekształcającą świat w wirtualne uniwersum i to na dodatek spacerujące przed naszym nosem, utkwionym w ekranie komputerowego monitora. Jeśli to, co w monitorze, to nowa rzeczywistość, to jest ona nie tylko wirtualna, ale i potiomkinowska, co oznacza niby to samo, choć jedno pachnie oszustwem, a drugie - postępem.

Internet rośnie i dojrzewa. Istnieją już nawet internetowe cmentarze - nekronetopolie. Za przeciętnie 10 dolarów rocznie można wynająć internetową kryptę dla swoich najdroższych. Jeśli dobrze rozumiem technologię grzebalną, to cmentarze normalne są w zasadzie dla umarłych. Cmentarze internetowe - wyłącznie dla żywych. Klik, pstryk myszka i wspominamy. A może jednak coś więcej jest za pecetowym ekranem i na internetowym cmentarzu? Może Internetem bliżej i szybciej do nieba? Jak trzeba - wirtualnego.

Zwykle mieszanie pieniędzy z wizjami nowego świata rodzi potworki. Na informatyce można zarobić i to duże pieniądze. Nie sądzę jednak, aby - oprócz garstki nawiedzonych - ktokolwiek wierzył, że informatycy zbudują nowy świat. On jest gdzie indziej.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200