Chiny nie przyjmują do wiadomości ataku na Google

Chińskie władze i media traktują zapowiedziane przez Google wycofanie się z tamtejszego rynku jako ruch podyktowany wyłącznie względami biznesowymi - w oficjalnych komunikatach i periodykach nikt nie wspomina o tym, że koncern oskarża chińskie władze o inspirowanie ataku informatycznego na kilkadziesiąt amerykańskich firm. Pekin stara się też stłumić w zarodku dyskusję o cenzurze i łamaniu praw obywateli, którą swoją decyzją próbował wywołać Google.

Przypomnijmy: w ubiegłym tygodniu Google oficjalnie oskarżył Chiny o cyberatak na swoją infrastrukturę informatyczną (oraz próbę wykradzenia poufnych danych) i zapowiedział, że jednym z efektów owego ataku może być wycofanie się koncernu z lokalnego rynku. Przedstawiciele firmy poinformowali też, że zamierzają zrezygnować z cenzurowania wyników wyszukiwania (wprowadzonego jakiś czas temu na życzenie Pekinu).

Okazuje się jednak, że ten aspekt sporu Google z Chinami jest zupełnie ignorowany w mediach z Państwa Środka. W większości relacji na ten temat pomijany jest atak informatyczny na koncern oraz wszelkie kwestie związane z wolnością wypowiedzi, cenzurą czy ograniczaniem praw obywatelskich. Plany Google są w artykułach w chińskich gazetach analizowane wyłącznie pod względem biznesowym - w artykułach wspomina się, że koncern może zamknąć swoje lokalne przedstawicielstwa, ale nie ma mowy o prawdziwych powodach tej decyzji.

Co ciekawe, w pierwszych relacjach wszystkie te wątki się pojawiały - dziennikarze wprost pisali o tym, że zapowiedzi Google są reakcją na atak oraz cenzurę. "Takie doniesienia były jednak tylko publikowane przez kilka pierwszych dni po ataku. Później ten wątek został nagle porzucony przez chińskie media - co sugeruje, że do redakcji dotarły oficjalne wytyczne z biura cenzorskiego, w których nakazano dziennikarzom przemilczenie kwestii ataków" - napisał w swoim blogu David Bandurski, naukowiec z University of Hong Kong.

Chińscy dziennikarze nie mieli zresztą wielkiego wyboru - w Państwie Środka za zignorowanie dyrektyw cenzorów i publikowanie zakazanych informacji przewidziane są surowe kary. Wydanie obowiązującego w całym kraju zakazu pisania na określone tematy lub polecenia publikowania wyłącznie oficjalnych komunikatów rządowych nie jest niczym niezwykłym - prawdopodobnie tak było również w tym przypadku.

Rządowe media tylko kilkakrotnie poruszyły kwestię oskarżeń ze strony Google - zwykle w dość lekceważącym tonie. Dziennik China Daily napisał, że koncern rzuca niejasne i nieudokumentowane oskarżenia tylko po to, by zamaskować prawdziwy powód zamknięcia chińskiego oddziału. Google został też oskarżony o wyolbrzymianie drobnego incydentu i o robienie z działań przestępczych wydarzenia politycznego. Warto odnotować, że wszystkie wzmianki o atakach były bardzo lakoniczne - w żadnej z nich nie napisano, że celem włamywaczy były dane chińskich opozycjonistów oraz działaczy organizacji zajmujących się obroną praw obywatelskich.

Przedstawiciele Google tłumaczą, że chińskie media celowo zniekształcają obraz całego wydarzenia i dodają, że ewentualne wyjście koncernu z Państwa Środka będzie spowodowane właśnie atakami. Rzecznik firmy dodał, że jeśli chodzi o działalność biznesową, to Google radzi sobie w Chinach doskonale - właśnie odnotował najlepszy kwartał w historii (pod względem przychodów).

Szerzej o ataku na Google pisaliśmy m.in. w tekście "Za atak na Google odpowiadają chińskie władze?"

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200