CeBIT w cieniu wojny

CeBIT a sprawa polska

Od lat CW postulowało, by branża zorganizowała seminarium promujące polski rynek na targach CeBIT. W tym roku to wreszcie się stało. Pod patronatem Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji odbyła się stosowna impreza, wygłoszono kilka ciekawych referatów. Na sali zabrakło jednak cudzoziemców, a jeśli już byli, to tylko kilku i to przypadkowych. Publiczność stanowili przede wszystkim polscy wystawcy. Dlaczego? Może byłoby inaczej, gdyby imprezę w inny sposób promowano? Niewtajemniczonym skrót PIIiT nic nie mówi, a taka nazwa widniała na ogłoszeniach o seminarium. Może gdyby zjawili się zapowiadani w programie ministrowie Krzysztof Heller i Wojciech Szewko, dopisaliby zagraniczni goście?

Jedno jest pewne. Jedyną polską firmą, która potrafi zaistnieć na międzynarodowym rynku, jest ComArch. Jej ekspozycja zajmowała 360 m2, co odpowiadało powierzchni stoisk kilkunastu polskich firm wystawiających się pod patronatem PIIiT. Według przedstawicieli firmy ComArch zajmuje obecnie ósme miejsce na świecie w sprzedaży systemów billingowych. "Jak cię widzą, tak cię piszą. Ludzie patrzą na nasze stoisko i wyrabiają sobie pogląd o naszej pozycji" - tak komentuje inwestycję w CeBIT Christophe Debou, wiceprezes ComArch.

Spacer po CeBIT

Skrupulatni kronikarze liczą gości i wystawców na targach CeBIT z dokładnością do jednego i na tej podstawie orzekają, czy jest na świecie kryzys w branży IT. W tym roku gości znowu było mniej. Ale po co przyjeżdżać na targi, skoro konferencje prasowe można oglądać w Internecie, relacje z nich i opisy produktów przeczytać w prasie. Może to dowód na to, że budując mobilny świat, chcemy umocnić nasze przywiązanie do miejsca? Trudno się wobec tego dziwić, że w tym roku na targach można było bez trudu podejść do wielu stoisk - z wyjątkiem tych należących do operatorów komórkowych, oferujących wysyłkę darmowych SMS i MMS. A może właśnie tak powinny wyglądać targi? CeBIT stracił trochę ze swojej jarmarcznej atmosfery. Mniej było przebierańców i hostess. Nawet w Mźnchener Halle było jakby trochę spokojniej, łatwiej było znaleźć miejsce na halbę piwa i golonkę. Jaki jest zatem rynek teleinformatyczny roku 2003 w przededniu wojny na Bliskim Wschodzie?

Według European Information Technology Observatory 2003 (EITO) rynek ponownie zaczyna rosnąć. Dr Volker Jung, prezes BITCOM, niemieckiego odpowiednika Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, twierdzi, że było siedem lat tłustych, a począwszy od roku 2000 zaczął się okres siedmiu lat chudych. Tymczasem prognozowana wartość zachodnioeuropejskiego rynku teleinformatycznego w 2003 r. wynosi 607 mld euro, co oznacza 2,5% wzrostu. W roku 2004 rynek wzrośnie już o 4%, tj. do 632 mld euro. Ku zadowoleniu eurobiurokratów udział Europy w światowym rynku IT zbliża się do poziomu USA. W przypadku Starego Kontynentu wzrósł on do 29%, podczas gdy rynku amerykańskiego spadł do 31,5%. Wciąż jednak USA dominuje na rynku stricte informatycznym, w którym ma 40-proc. udział.

Herkulesy nad Frankfurtem

Mobilność amerykańskiej armii dała się we znaki zwolennikom m-biznesu wracającym z targów w Hanowerze. Lotnisko we Frankfurcie nad Menem jest wykorzystywane jako przystanek dla transportowców zmierzających nad Zatokę Perską. Wyłączanie z ruchu jednego z pasów powoduje totalne zamieszanie w organizacji lotów rejsowych. Biznesmeni złorzeczą, lecz to dopiero preludium m-wojny.

Rynek IT w roku 2003 w liczbach

Wydatki na rozwiązania teleinformatyczne wyniosą 1,9 bln USD i będą wyższe o 6% niż w 2002 r.

  • 900 mld USD - wydatki na informatykę

  • 975 mld USD - wydatki na telekomunikację

  • 600 mln - liczba użytkowanych komputerów

  • 1,5 mld - liczba użytkowanych telefonów komórkowych

  • 1 mld - liczba kont poczty elektronicznej

  • 700 mln - liczba użytkowników Internetu

  • 80 mln - liczba gospodarstw domowych z szerokopasmowym dostępem do Internetu

  • 1,5 bln USD - przychody z handlu elektronicznego na świecie

Źródło:IDC


TOP 200