CW 10 lat: Samotny w tłumie

Samotny w tłumie?

To jest z jednej strony samotność jakby wymuszona przez dbałość o własną higienę psychiczną, żeby wyeliminować dodatkowe źródła stresu. Z drugiej, po jakimś czasie okazuje się jednak, że to bardzo źle wpływa na nasze zdrowie psychiczne.

Każdego z nas chyba oplata bujny bluszcz znajomości. Któryś z naszych znajomych poznaje nas ze swoimi znajomymi, tamci, z kolei, z następnymi. Nasi znajomi stają się znajomymi naszych znajomych. W którymś momencie powstaje jedna, wielka sieć neuronowa połączeń przyjacielskich. Internet chyba znakomicie temu sprzyja?

Nie, właśnie nie. Nie sprzyja powstawaniu sieci, tylko zagęszczaniu punktów. To jest różnica, punkty nie mają połączeń. Internet sprzyja właśnie takiemu punktowemu kontaktowi ze światem. Może pan sobie zwiększać grono osób, z którymi kontaktuje się pan przez Internet, ale przecież nie traktuje ich pan jak wehikułów, na których można dotrzeć do innych. Bo to jest niepotrzebne. Oni nie muszą robić za pośredników. Internet likwiduje pośrednictwo, jakiekolwiek - matrymonialne, towarzyskie, biznesowe. Pośrednicy nie są nam potrzebni. Ja sam jestem w stanie skontaktować się bezpośrednio z tym, o kim sądzę, że ma mi coś do zaoferowania lub któremu ja mam coś do zaproponowania.

Podobno Papuasa, ale także każdego z nas, dzieli od prezydenta Stanów Zjednoczonych tylko pięć uścisków dłoni. Powiedzmy, że ja poznam Pana, Pan pozna kogoś następnego, a ten jeszcze kogoś, aż do tego, który zna prezydenta.

Tak, a niebawem mogą to być tylko dwa, a może nawet jeden. Bo wyśle mu pan przez Internet swoją fotografię, a on odeśle do pana "całuski" za pośrednictwem specjalnego programu, który mu na taką okazję przygotowała kancelaria. Problem polega jednak na tym, że wtedy już nie ludzie z ludźmi będą się kontaktować. I nie chodzi tu o pośrednictwo maszyn cyfrowych. Rzecz nie w medium. Przez Internet bowiem prawie nigdy nie kontaktuje się pan z człowiekiem, tylko z jego "fragmentem". Nigdy pan całości tego człowieka nie ogarnie. Nie ogarnie jej pan, co prawda, także rozmawiając przez telefon, ale wtedy otrzymuje się jednak zdecydowanie bardziej organiczne sygnały, np. ton głosu.

W komputerach też pewnie kiedyś do tego dojdzie. Ale nie otrzymamy tą drogą wszystkiego, co daje bezpośredni kontakt. Komputer nie przekaże jednak nigdy całej gamy tzw. wskaźników czy sygnałów niewerbalnych. A to dopiero tworzy poczucie bliskości z prawdziwą, żywą istotą. To są wyraz oczu, mimika, gesty, postawa, zmiana pozycji ciała, to jest wreszcie zapach. Tylko nasuwa się pytanie, czy rzeczywiście coś tracimy, gdy zamiast kontaktować się z "całymi ludźmi", zaczynamy kontaktować się z ich "fragmentami"? Nie wiem. Nie wiem, czy my jesteśmy biologicznie do tego przystosowani. Być może nie jest to nam specjalnie potrzebne, może po prostu do tego się przyzwyczailiśmy.


TOP 200