Być między ludźmi

Jakich specjalistów z zakresu IT potrzebujecie w firmie najbardziej?

Potrzebni są nam przede wszystkim ludzie ze zdolnościami do uczenia się, do chłonięcia nowej wiedzy, żeby móc opanować szybko zmieniające się technologie. Procedura zatwierdzania nowych programów kształcenia nie daje uczelniom możliwości szybkiego, natychmiastowego reagowania na zachodzące zmiany. My jako firma będziemy więc wchodzić na uczelnie z nowymi technologiami. Rolą uczelni będzie natomiast dawanie studentom podstaw z zakresu algorytmizacji.

W Szczecinie jest np. wielu bardzo dobrych specjalistów od grafiki 3D. Będziemy się zastanawiali, jak najlepiej wykorzystać w naszej działalności potencjał ich wiedzy i umiejętności. Uczelnie szczecińskie są gotowe do otwierania nowych kierunków kształcenia. Być może do uruchomienia pełnego potencjału rozwojowego potrzebne byłoby większe wsparcie władz miasta. Przyszłość Szczecina wciąż jednak jeszcze widziana jest przede wszystkim przez pryzmat stoczni i przemysłu okrętowego.

Modnym hasłem jest ostatnio innowacja, innowacyjność. Rozwiązania Państwa firmy też zaliczane są do innowacyjnych. Jak ocenia Pan rządowe, publiczne programy wspierania innowacyjności?

Nie wierzę w bezpośrednie efekty tego typu przedsięwzięć. Innowacyjność to skomplikowany proces twórczy. Innowacje są efektem całego ciągu działań, sytuacji i warunków, często przypadkowego splotu zdarzeń. Stwierdzenie, że jeżeli sfinansujemy działania proinnowacyjne, to w wyniku tego powstanie innowacja, jest pozbawione sensu. Prawdą jest natomiast, że często środki publiczne uruchamiają działania, które pośrednio prowadzą do powstawania rozwiązań innowacyjnych lub też nawet rozwiązania innowacyjne rodzą się jako efekt uboczny takich proinnowacyjnych projektów, w miejscach i obszarach w ogóle nie branych pod uwagę.

Innowacyjności nie da się zaplanować. Wsparcie publiczne dla firm zajmujących się nowymi technologiami jest jednak ważne o tyle, o ile pozwala na poszerzenie sfery eksperymentowania z nowymi rozwiązaniami. Nie wszystkie muszą się sprawdzić na rynku, ale możliwość eksperymentowania pozwala właśnie zminimalizować ryzyko nietrafionych decyzji i inwestycji. Wierzę w sens pomocy publicznej dla firm, jeżeli pozwala ona firmom na zajęcie się rzeczami, które nie należą do ich bieżącej, podstawowej działalności rynkowej, aby mogły szukać nowych sposobów dalszego, bardziej efektywnego, bardziej konkurencyjnego istnienia na rynku.

Przykładem takich działań jest 6. program ramowy, w którym uczestniczyliśmy. W ramach tego projektu nie powstało żadne komercyjne, dające się w najbliższym czasie wykorzystać na rynku rozwiązanie. Pojawiło się za to wiele nowych pomysłów, projektów, rozwiązań, które posłużą w przyszłości do stworzenia nowych, bardziej atrakcyjnych, bardziej konkurencyjnych produktów. Korzyścią z uczestniczenia w takim projekcie jest inspiracja intelektualna, uruchomienie procesów myślowych, które kiedyś zaowocują nowymi, komercyjnymi rozwiązaniami, nową ofertą rynkową.

Czy obowiązujące w Polsce, rygorystyczne przepisy dotyczące rozliczania funduszy europejskich umożliwiają firmom takie podejście do uczestnictwa w projektach proinnowacyjnych?

Jest, niestety, duża różnica między zasadami rozliczania obowiązującymi w Polsce i innych krajach europejskich. Polacy sami są bardziej restrykcyjni niż urzędnicy unijnej administracji. To się u nas trochę zmienia, ale wciąż pozostajemy państwem, które chce wszystko kontrolować i nie ma zaufania do oświadczeń o dochodach swoich obywateli i przedsiębiorców. A bez zaufania, bez zgody na ryzyko eksperymentu, bez zgody na otwarte podejście do oceny rezultatów projektu nie może być mowy o kształtowaniu proinnowacyjnych postaw i dochodzeniu do naprawdę innowacyjnych rozwiązań.

Jakie wsparcie ze strony państwa byłoby najbardziej przydatne przedsiębiorcom w branży IT? Czy np. opłacenie ze środków publicznych udziałów w targach zagranicznych przysłużyłoby się w widoczny sposób budowaniu czy wzmacnianiu pozycji polskich firm na rynkach zagranicznych?

Lepsze byłyby działania długodystansowe, operacyjne, długofalowe. Myślę, że z wielkim pożytkiem dla polskiej branży IT byłoby np. opłacenie hotelu biurowego w Dublinie albo Berlinie. To by znacznie zmniejszyło koszty wejścia na rynki zagraniczne. Bardzo dobrym przedsięwzięciem mogłoby być też stworzenie parku technologicznego dla polskich firm na obrzeżach Berlina. A dlaczego by nie pomyśleć o parku technologicznym dla polskiego sektora IT w Kalifornii czy w innych częściach Stanów Zjednoczonych? Ich powstanie nie musiałoby być wcale finansowane bezpośrednio z budżetu państwa. Można by to było zrobić np. w ramach offsetu.

Biznes opiera się w dużej mierze na kontaktach międzyludzkich. Jeżeli przedstawicielom polskich firm informatycznych stworzy się możliwość pojawienia się, obecności na zagranicznych rynkach, to oni sami znajdą sobie klientów i kontrahentów. Tego typu działania mają znacznie większy sens i znaczenie niż finansowanie udziału w targach i drukowanie folderów promocyjnych.


TOP 200