Branża jest jak kobieta

Interesowna, dobrze broniąca swoich praw, ale i kompetentna - taki oto obraz polskiej branży teleinformatycznej wyłania się z opinii otoczenia biznesowego i społecznego w Polsce.

Interesowna, dobrze broniąca swoich praw, ale i kompetentna - taki oto obraz polskiej branży teleinformatycznej wyłania się z opinii otoczenia biznesowego i społecznego w Polsce.

Gdyby chcieć opisać rodzimy sektor teleinformatyczny za pomocą metafory, można by powiedzieć, że branża jest jak kobieta w sile wieku - bogata w pewne, czasem niechlubne, doświadczenia, efektowna i zadbana, ale również interesowna, pełna wewnętrznych sprzeczności i niezdecydowania. Właśnie tak - choć może mniej obrazowo - postrzegają firmy informatyczne przedsiębiorcy, lobbyści, politycy i prawodawcy. Ludzie, którzy z racji pełnionych funkcji stykają się z firmami IT, jednak związki te są na tyle sporadyczne, że nie zdążyli jeszcze przesiąknąć żargonem i nowomową biznesową, w której słowa "informatyzacja" i "sukces" są stosowane zamiennie.

Błędy młodości

To, co najbardziej zaskakuje w opiniach otoczenia biznesowego, to stosunkowo dobre mniemanie na temat polskiego sektora IT. Przez lata pisania o projektach informatycznych przyzwyczaiłem się już do uśmieszków i ironicznych uwag na temat zasad wyboru systemów i faktycznych skutków ich wdrożenia, które zwykle odbiegają od urzędowego optymizmu prezentowanego w mediach.

Tymczasem na zewnątrz przedostaje się nikła część tych mniej lub bardziej prawdziwych informacji. Oczywiście, wszyscy pamiętają spektakularne porażki, takie jak informatyzacja urzędów pracy (projekt ALSO), kolejnych wyborów, Ministerstwa Finansów (POLTAX), Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (KSI ZUS) czy Głównego Urzędu Ceł (OSIAC). Jednocześnie jednak skwapliwie je wybaczają. Kładą to na karb niedoświadczenia firm informatycznych, nieodpowiednich - chciałoby się napisać "niedojrzałych"- partnerów czy bliżej niesprecyzowanych realiów prawno-politycznych.

Dla wielu wyjaśnieniem błędów jest dynamika całego sektora, o której z uznaniem i zazdrością wypowiada się wielu przedsiębiorców. "Nie znam branży, która miałaby większe znaczenie niż sektor IT. On i wprowadzane przez niego technologie są motorem, który przyspiesza wzrost, wpływając na dynamikę innych branż, takich jak chociażby media" - mówi Andrzej Walczak, prezes i współzałożyciel łódzkiej Grupy Atlas. Właśnie ta dynamika i wszechobecność technologii sprawiają, że otoczenie łatwo zapomina o tym co złe, zgodnie z zasadą, że "błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi".

Wśród ślepców jednooki jest królem

Branża jest jak kobieta

Robert Gwiazdowski ekspert Centrum im. Adama Smitha

Nie powinno to jednak stanowić powodu do samozadowolenia. Usprawiedliwianie błędów branży IT jest tym łatwiejsze, że podobne, choć często mniej nagłośnione, uchybienia mają na swoim koncie wszystkie sektory gospodarki - branża budowlana, sektor farmaceutyczny, banki czy producenci dóbr szybkozbywalnych. W opinii niektórych sektor teleinformatyczny ma na swoim koncie mniej błędów czy przewinień niż inne branże. "W porównaniu z innymi sektorami gospodarki branża teleinformatyczna jest bardziej skuteczna w działaniu" - powtarza wielu rozmówców.

Niektórzy, jak Piotr Niemczycki, wiceprezes i dyrektor generalny Agory, dostrzegają wysiłek i postęp branży, która zaczyna lepiej rozumieć potrzeby klientów i zdała sobie wreszcie sprawę z tego, że celem projektów jest coś więcej, niż sprawne wdrożenie systemów IT. Firmy informatyczne stają się lepszym partnerem w biznesie. "Widzę racjonalizację wdrożeń. Firmy informatyczne przestały być kimś, kogo nazywam «strażnikami krwiobiegu firmy», czyli nadzorcami opiekującymi się wyłącznie administrowaniem systemów wymiany informacji, zrozumiały, że oczekiwania w stosunku do ich zakresu zadań i odpowiedzialności są znacznie szersze" - mówi Piotr Niemczycki. "Co ważne, dostrzegam też chęć ich dalszego rozwoju. To dobrze, bo z efektywną informatyzacją jest trochę jak z przeciąganiem liny. Wysiłek musi być po obu stronach, zarówno użytkowników, jak i branży IT" - dodaje.

Skuteczni, aż do przesady

Branża jest jak kobieta

Janusz Lewandowski poseł Platformy Obywatelskiej

Wysoka skuteczność dotyczy nie tylko działań podejmowanych na rzecz klientów, ale także, a może przede wszystkim umiejętności zabiegania o własne interesy. "Oceniając po skutkach, jest to jeden z najbardziej efektywnych, najlepiej lobbujących za swoimi interesami sektorów gospodarki" - mówi nieco żartobliwie Robert Gwiazdowski, ekspert Centrum im. Adama Smitha.

Na podobną kąśliwość pozwala sobie - mając w pamięci ostatnie obrady nad projektem ustawy Prawo telekomunikacyjne - także Janusz Piechociński, przewodniczący sejmowej komisji infrastruktury. "Mimo wielu sprzecznych interesów i dużego zróżnicowania wewnętrznego, istnienia kilku różnych izb i stowarzyszeń, zrzeszających firmy z sektora teleinformatycznego, jest to jedna z bardziej profesjonalnie zabiegających o swoje interesy branż. Szkoda, że często kosztem klienta końcowego" - twierdzi. Jedność objawia się przede wszystkim w chwili naruszenia jej żywotnych interesów. Na co dzień jest ona nie mniej rozczłonkowana niż pozostałe sektory. Skwapliwie też korzysta z każdej okazji, aby oczernić konkurentów.

O sile i potencjale działań podejmowanych w interesie branży może świadczyć choćby fakt, że nawet scena polityczna jest często postrzegana przez pryzmat interesów grup poszczególnych dostawców. W kuluarach Sejmu i mediach mówi się o "partii Telekomunikacji Polskiej", a coraz częściej także o "stronnictwie Prokomu Software". Dla niektórych to powód do ubolewania. "Współczesna demokracja to zlepek interesów różnych grup. Co chwila jakiś sektor mobilizuje się w imię ich obrony. Takie myślenie sektorowe to błąd. Szkoda, że nawet sektor zdominowany przez informatyków i matematyków - znających przecież teorię gier - nie dostrzega, że taka długofalowa strategia to błąd" - mówi Robert Gwiazdowski.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200