Bo gdy Titanic tonął...

Spośród tysięcy tyś wybrany

W komisji przetargowej, odpowiedzialnej za wskazanie dostawcy, zasiadło w kwietniu 1994 r. 13 osób. Oprócz pracowników GUC byli w niej obecni przedstawiciele Straży Granicznej, Ministerstwa Transportu i Gospodarki Morskiej, Ministerstwa Współpracy Gospodarczej z Zagranicą, któremu podlegał wówczas GUC. Nie było natomiast nikogo z Urzędu Rady Ministrów. Uzasadnia to Krzysztof Gliński, członek komisji: "Marek Car i Andrzej Florczyk byli wtedy na stopie wojennej i zapewne dlatego nie było nikogo z Al. Ujazdowskich. Natomiast pierwszy z nich był na bieżąco informowany, co się u nas dzieje, a Janusz Maszkiewicz, jako przewodniczący Rady ds. Teleinformatyki, uczestniczył w pracach nad projektem". Obecność Marka Cara była o tyle ważna, że jako pełnomocnik premiera ds. informatyki w randze podsekretarza stanu odpowiadał za komputery w administracji publicznej. Barbara Rapacka-Zimny pamięta dwa momenty w trakcie przetargu, w których o przebiegu procedury informowano URM. We wrześniu 1994 r. Janusz Lucow rozmawiał na ten temat w Łańsku z Waldemarem Pawlakiem, a wcześniej spotkał się z nim na Kongresie Informatyki w Poznaniu.

Krzysztof Gliński pamięta też pośpiech w pracach komisji, wynikający m.in. "z niepewności, czy wchodząca w życie ustawa o zamówieniach publicznych obejmie przetarg w GUC". Urząd nie musiał formalnie organizować przetargu, lecz wybrać dowolną firmę z sobie tylko znanych powodów. Jednak problem, jak wybrać tę właściwą, konsultowano z prezesem powstającego Urzędu Zamówień Publicznych Mirosławem Żukiem, który - zdaniem Krzysztofa Glińskiego - wiele podpowiedział, ale i sam skorzystał, obserwując procedurę wyboru dostawcy.

"Komisja w GUC pracowała nieustannie. Właściwie cały zespół Barbary Rapackiej-Zimny, jako dyrektora departamentu, był w to zaangażowany. W pełnym składzie komisja spotykała się co najmniej raz w tygodniu" - opowiada Krzysztof Gliński. Pamięta on też zadowolenie ze zbieżności poglądów członków komisji, która towarzyszyła zakończeniu każdego etapu negocjacji. O zadowoleniu mówi też Janusz Lucow.

Idziesz na bal ze wspólnej kiesy

Do 1 września 1994 r. do GUC trafiło 15 ofert, z których 6 odpadło ze względu na niespełnienie wymogów formalnych. Z pozostałych 9 zostało 7, gdy komisja oceniła zgodność ofert z oczekiwaniami urzędu. Po ocenie merytorycznej, połączonej z prezentacjami rozwiązań i finansowej pozostały 4 spółki - AT&T, CGK, IBM i Computer Sciences Corp. Na pierwszym miejscu nieprzypadkowo znalazł się amerykański koncern telekomunikacyjny, którego projekt merytoryczny został oceniony najlepiej przez 13 członków komisji. Jednak przedstawicielom AT&T podwinęła się noga przy rozmowach o pieniądzach. Amerykański koncern żądał ich więcej niż CKG i to jeszcze przed zakończeniem projektu. AT&T domagało się również prawa do odrzucenia modyfikacji, zgłaszanych przez zamawiającego. Na to żaden z celników nie chciał się zgodzić. Zarówno CGK, jak i AT&T wskazywały jako podwykonawcę w swoich ofertach firmę CSF, która była autorem systemu Zabis.

"O CGK wiedzieliśmy, że to Siemens. Wiedzieliśmy też, że system jego podwykonawcy - Zabis - działa w niemieckich agencjach celnych" - wyjaśnia Janusz Lucow. Zdaniem Barbary Rapackiej-Zimny, Siemens Nixdorf Informationssysteme (SNI) już wówczas pisemnie zobowiązał się do udzielenia pomocy CGK w realizacji projektu. Do udzielenia takiej pomocy faktycznie nie doszło.

Ci, co widzieli Zabis na żywo, nie mają o nim pochlebnych opinii. "Nie był to na pewno system, raczej nakładka na DOS" - ­mówi jeden z urzędników GUC, zastrzegający sobie anonimowość. Na pytanie, czy Zabis był bliżej R/3 niż edytora tekstu Microsoft Word, Janusz Lucow odpowiada, że na pewno przypominał bardziej R/3. Faktem jest, że Zabis był pisany w Cobolu i GUC, mając świadomość, że jest to przestarzała technologia, wymógł na CGK zobowiązanie przygotowania wersji docelowej OSIAC-a narzędziami Westmont Case z bazami Informixa.

Na krótkiej liście nie znalazł się - mimo przewagi merytorycznej - Hewlett-Packard, idący w parze z izraelską firmą Malam. "Podczas gdy CGK chciała od nas 200 mln DEM, spółka HP/Malam żądała 570" - tłumaczy Krzysztof Gliński. Rozpiętość między ofertami była jednak jeszcze większa. Jeden z dostawców żądał 100 mln DEM, a inny 830 mln USD. W tej ostatniej propozycji mieściło się jednak wsparcie techniczne 700 specjalistów przez 10 lat od zakończenia projektu.

"Oczywiście na posiedzeniach komisji w końcu grudnia 1994 r. zdawaliśmy sobie sprawę, że uczestniczymy w epokowym przedsięwzięciu" - wspomina Barbara Rapacka-Zimny. Wyboru komisja dokonała w noszącym numer 16 protokole, którego każda strona była poświadczona podpisami jej członków. Protokół ten przedstawiono na prezydium GUC, gdzie wybór komisji zaakceptował Ireneusz Sekuła. "Prezesa nie wiązał żaden przepis, który zmuszałby go do zgody na realizację systemu przez CGK. Jednak nie sądzę, żeby ktoś chciał przyjąć odpowiedzialność za inną decyzję" - twierdzi Barbara Rapacka-Zimny.

W drugiej połowie lutego 1995 r. na lampce szampana spotkało się w GUC ok. 20 osób odpowiedzialnych za projekt OSIAC. "Świętowaliśmy - jak powie 4 lata później Krzysztof Gliński - koniec biurokratycznych zmagań i początek radości tworzenia".


TOP 200