Bezpieczny przeskok

Poczucie obowiązku i zgodności z własnym sumieniem wpędza czasami ludzi w otchłań problemów.

Poczucie obowiązku i zgodności z własnym sumieniem wpędza czasami ludzi w otchłań problemów.

Zamiast siedzieć cicho i udawać, że wszystko jest OK, wynajdują dziury w całym, nastręczając sobie i innym kłopotów. No bo na przykład taki Lokalny Informatyk, zamiast spokojnie pobierać miesięczną gażę i doglądać, aby jako tako działało, wolny czas w pracy poświęcając na czytanie lektur (do wyboru), zaczyna myśleć. A to przyśni mu się modernizacja, usprawnienie czy, nie daj Boże, rok 2000 i od razu zaczyna drążyć. A tego nikt nie lubi. Po co nowe problemy, skoro po staremu jest wszystko w najlepszym porządku. Zarząd nie lubi, jak mu się mąci święty spokój. Oczywiście Zarząd świętego spokoju nigdy nie ma, bo gdyby miał, to byłby niepotrzebny. Ale przynajmniej nie chciałby mieć problemów z informatyką. Skoro działa - nie ruszać.

A tu się przyjmie do pracy takiego Lokalnego Informatyka, a ten zaczyna pokazywać, kim to on nie jest. Ostatnio Lokalny Informatyk zagadał do Zarządu w te słowa: "Zbliża się rok 2000, trzeba by więc jakąś politykę w tym względzie obrać. Dzieli nas od tego terminu zaledwie 9 miesięcy". Ktoś mógłby się zadziwić, że oto znalazł się cwaniak-informatyk, jakby z choinki się urwał, i za pięć dwunasta zorientował się, że istnieje problem. Pewnie Computerworlda przeczytał, a teraz ważnego struga, jakby wszelkie rozumy pozjadał. Niemniej na usprawiedliwienie Lokalnego Informatyka, jako narrator, muszę dodać, że gość jest całkiem w porządku i "kumaty", ale w niniejszej firmie dopiero od niedawna robi. Jak tylko uporał się z odgruzowywaniem najistotniejszych problemów informatycznych, zaczął patrzeć długoterminowo. Być może Zarząd także posiada jakąś swoją perspektywę działania i zna misję, jaką firma ma wypełniać. Być może perspektywa ta jest na tyle dalekosiężna, że problem roku 2000, jako zbyt bliski, w ogóle nie był brany pod uwagę. Jednak z relacji Lokalnego Informatyka wynika raczej, iż przełożeni do problemu Y2K podchodzą z równym poważaniem, jak do informacji, że nad Brazylią przeleciało UFO. "No, będziemy musieli się kiedyś spotkać w szerszym gronie, abyś nam, Informatyku, wyklarował, w czym rzecz z tym rokiem 2000" - zareagował Zarząd na gorączkowe nalegania o spotkanie w niniejszej sprawie.

Lokalny Informatyk poznał już nieco układy w firmie i wie, że tego typu naglące sprawy otrzymują przywilej rozpatrywania w czasie letniej kanikuły. Toteż postanowił, że złoży wypowiedzenie w listopadzie, w związku z czym do nowej pracy przyjmie się od lutego. Oczywiście do firmy, która ocalała po szaleństwach zmiany roku. Nieźle kombinuje - w ten sposób rozwiąże przynajmniej swój problem zmiany tysiąclecia.

Piotr Schmidt (agent zakładowy)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200