Bajka o żelaznym wilku

Technokratyczna utopia

Ostatnio ktoś w naszym Ministerstwie Finansów wpadł ponoć na pomysł obowiązkowego za kilka lat składania zeznań podatkowych przez osoby fizyczne za pośrednictwem Internetu. Jest to zaiste pomysł kogoś, kto przejął się nadmiernie wizją społeczeństwa informacyjnego. Realizacja tego pomysłu wymagałaby, aby każdy z dwudziestu kilku milionów podatników miał (nie mówiąc o niezbędnych umiejętnościach) dostęp do Internetu (komputera z modemem) oraz opatrzone tajnym i zabezpieczonym kodem konto bankowe, z którego mógłby dokonywać przelewów. Nadzieja na przekształcenie indywidualnej możliwości w powszechną konieczność jest technokratyczną utopią. I odwrotnie: nieodróżnianie możliwości od przymusu jest pożywką (nie jedyną) dla strachu przed rozwojem techniki. Można go przeżyć nie przeprowadzając się z powrotem do jaskini.

Nie mniejszą utopią jest wizja powszechnej dostępności informacji.

Czy realne jest choćby ze względów technicznych i ekonomicznych przeniesienie (zeskanowanie) wszystkich zasobów tysięcy bibliotek, archiwów i muzeów na nośniki elektroniczne? Pojawienie się nowego technicznego środka przekazu nie wysyła do muzeum starych: nie wszystkie źródła rękopiśmienne zostały przedrukowane; aparatu fotograficznego nie wyparła wideo-kamera; telewizja wbrew obawom nie zniszczyła kina; film - książki; przeciwnie - technika przekazu cyfrowego wykorzystywana jest i w fotografii, i w radiu, i w telewizji. Internet (i jego ewentualne przyszłe potomstwo) bynajmniej nie uśmierci wszystkich swych przodków. Po drugie, na drodze do powszechnej dostępności informacji, nawet tej, do której dostęp jest technicznie możliwy, stoją ponadto prawo autorskie oraz różnego rodzaju tajemnice (gospodarcze, handlowe, wojskowe, danych osobowych itd.). Tak naprawdę, by korzystać z możliwości tej bez ograniczeń, trzeba być albo piratem, albo hakerem. Pytanie, co stanie się z prawem autorskim - czy utrzyma się poprzez komercjalizację dostępu do zasobów sieci, czy padnie, pozostaje otwarte 3).

Jak w śmieciach znaleźć brylant

Niemal każdy nowy wynalazek techniczny rodził nadzieje i próby powszechnego jego zastosowania. Wiele z nich przyczyniło się do ułatwienia życia ludzkiego, ale też wiele pozostało fantazją. Poczta elektroniczna przewyższa już dziś - zarówno ilościowo, jak i pod względem prędkości przekazu - usługi poczty tradycyjnej 4), ale tak długo, dopóki ludzie muszą przekazywać sobie na odległość nie tylko komunikaty, lecz także przedmioty materialne, nie zastąpi jej. Notabene trudno mi sobie wyobrazić, bym za pośrednictwem Internetu kupił (nie przymierzając ich) buty lub ubranie, ale nawet gdybym to uczynił, dostarczenie ich wymaga nieelektronicznych środków.

Ogromną wygodą jest możliwość "zajrzenia" nie ruszając się z miejsca do zasobów Biblioteki Kongresu albo do najnowszych nabytków księgarni internetowej. Atoli wchodząc do dobrego (to znaczy bogatego i rozumnie sklasyfikowanego) katalogu otrzymam wprawdzie pełną (?) bibliografię interesującego mnie zagadnienia, ale zapewne życia mi nie wystarczy, by przeczytać wszystkie wskazane pozycje. Internet nie pomoże mi wyselekcjonować pozycji dla mnie ważnych od bezwartościowych. W każdej specjalności najtrudniejszą pozostanie eliminowania informacji zbędnej.

Notabene posługiwanie się Internetem wymaga nie tylko umiejętności manipulowania klawiszami komputera, ale wiedzy - często rozległej - czego i gdzie można (należy) szukać. Samo wyposażenie szkół w komputery, choć ogromnie ważne, nie załatwi sprawy bez dostosowania programów nauczania do nowych możliwości technicznych.

Nikt na świecie nie potrzebuje wszelkiej możliwej do uzyskania informacji. Internet technicznie zrodził się z połączenia wielu sieci. Jak każdej instytucji globalnej, grozi mu elephantiasis. Czy w przyszłości będzie się musiał podzielić, a jeśli tak, to według jakich kryteriów? Komercyjnych? Zawodowych? Geograficznych?

Istnieje wreszcie fizyczna granica pojemności najdoskonalszych kanałów przesyłowych. W godzinach szczytu komunikacyjnego w zakorkowanych miastach czasem szybciej można znaleźć się u celu "na piechotę". Nie wydaje mi się, by pod tym przynajmniej względem zapowiadana infostrada miała zasadniczo różnić się od dzisiejszych autostrad w okolicach największych aglomeracji.

Na końcu peletonu

Analiza wskaźników cząstkowych (upowszechnienia telefonów, telefonów komórkowych, komputerów, Internetu, telewizji, telewizji kablowej wg badań Centrum Adama Smitha z 2000 r.) wskazuje, iż Polska na 29 krajów OECD i CEFTA (bez Meksyku) zajmuje

a) ostatnie miejsce w telefonii przewodowej

b) ostatnie miejsce w telefonii komórkowej

c) 28. w telefonii ISDN

d) 24. w rozpowszechnieniu Internetu

e) 28. w rozpowszechnieniu komputerów osobistych

f) 25. w dostępności telewizji

g) 19. w telewizji wielokanałowej.

W świetle tych danych rozważania na temat "społeczeństwa informacyjnego", obietnic i gróźb z nim związanych, wydają mi się u nas bajką o żelaznym wilku.

Nic nie zastąpi człowieka

Globalna (to jest obejmująca wszystkie kraje) sieć informacyjna jest niewątpliwie jednym z elementów globalizacji gospodarki i jej warunkiem niezbędnym. Losy i zakres obu procesów są ze sobą związane. Nadzieja, by sieć informacyjna uwalniała swych użytkowników od bolączek społeczeństwa, w którym żyją, jest niewątpliwie utopią. Ale to nie komputery i nie Internet zrodziły złodziejstwo, pornografię, terroryzm, nierówności społeczne. I nie one go zwalczą, jeśli są one w ogóle do zwalczenia. Kwestia, czy je osłabią, czy wzmocnią (i ewentualnie stworzą nowe) nie od sieci zależy, lecz od jej gospodarzy.

<hr size="1">

Profesor Stefan Amsterdamski jest kierownikiem Interdyscyplinarnej Szkoły Nauk Społecznych przy Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. Autor m.in. "Między doświadczeniem a metafizyką" (1973 r.), "Między historią a metodą" (1983), "Nauka a porządek świata" (1983 r.), "Tertium non datur ?" (1994 r.) oraz licznych artykułów w pismach krajowych i zagranicznych.


TOP 200