24h society

Zatrzymajcie świat - chcę wysiąść

Człowiek w erze hiperkomunikacji jest pod stałą presją czasu, kompetencji, twórczości. Im więcej high tech, która przysparza coraz więcej PKB i zastępuje pracę ludzką, tym mniej czasu. Potencjał akceleracji odczuwamy na sobie w postaci epidemii wirusów czy spamu. Jesteśmy bezradni wobec szybkości, jak wobec superszybkiej fali tsunami. Odczuwam to na sobie: dzięki komputerowi znacznie przyśpieszyłem pracę, ale czasu mam coraz mniej.

Kiedy się pisało gęsim piórem czy stalówką, to było dużo czasu do namysłu, bo co chwilę trzeba było maczać ten cudowny przyrząd w kałamarzu. Pióro wieczne czy długopis przyspieszało pisanie. W porównaniu do nich maszyna do pisania to był rewolwer wystrzeliwujący słowa, ale można było przynajmniej pomyśleć przy zmianie kartki, a poza tym trzeba było się zastanowić przy formułowaniu zdania, żeby nie przepisywać całej strony na nowo. Na komputerze pisze się szybko dużo słów, często bezmyślnie, bo łatwo poprawić, stąd książki stają się coraz grubsze.

Czasu mamy coraz mniej także dlatego, że rozwój technologii wymaga nabywania przez nas coraz więcej kompetencji, np. żeby umieć te nowinki personalizować, co z kolei dostarcza mnóstwa nowych doznań, które pożerają jeszcze więcej czasu.

Jakie są możliwe strategie życiowe wobec tej presji czasu? Jedna z nich to dążność do stawienia czoła, aktywna adaptacja, pogoń za nowinkami, inwestowanie w siebie, ciągła samoaktualizacja pochłaniająca dużo czasu i energii, aby nadążyć; być w kursie, być "debeściakiem". Na bok odkłada się inne sprawy, m.in. założenie rodziny. Jeśli potrzebna jest większa wydolność organizmu, to nie stroni się od "podrasowywania" psychiki. Odpowiednich treningów i specyfików jest pod dostatkiem. Trzeba mknąć autostradą, z której nie ma zjazdów.

Inna strategia to dać się ponieść fali; korzystać z przyjemności, jakie technologie oferują, zanurzyć się w rozrywce, grach, żyć chwilą, nieustannie czegoś doświadczać. Jest to eskapizm; ucieczka od wysiłku mierzenia się z wyzwaniami, folgowanie zachciankom i popędom.

Trzecią strategią jest próba prawdziwej ucieczki, szukania alternatywy, nie poddawanie się systemowi, w którym człowiek jest jak cegła wbudowana w ten system - jeśli zmurszeje, to musi szybko zostać wymieniona, wydalona do środowiska. Jest wiele oznak, że takie ucieczki od macpracy stają się coraz częstsze. Gdzieś leży granica adaptacji. Czy przy tej szybkości można być aktywnym dłużej, czy ludzie się przystosują do terroru kompetencji niewyobrażalnych jeszcze jedno pokolenie wstecz? W którymś momencie ekstensje naszych zmysłów i umysłu sprawiają, że sami stajemy się produktami sieciowymi, podróżującymi tam i z powrotem.

W akceleratorze wielkiej mocy dobrze czują się cząstki elementarne, ale nie ludzie cierpiący na swoistą "chorobę hiperkomunikacyjną". Coraz częściej jest to zmęczenie sieciami, z których trudno się wyłączyć. Oczywiście, nie na tyle jeszcze, aby mówić o postnetwork society. Reakcją na fast food jest slow food; reakcją bywa też fundamentalizm.

Zygmunt Bauman w Życiu na przemiał używa metafory odpadów, a chodzi w istocie o ludzi, którzy przez infocywilizację zostali "uzbędnieni". Nurt pesymizmu kulturowego straszy, że w przyszłości w wielkich aglomeracjach miejskich zrodzi się subkulturowy podziemny ruch przeciwko Internetowi. Będzie on walczył z totalitarną siecią Internetu, tak jak dziś antyglobaliści rzucają wyzwanie sieci McDonaldsa. Postać Neo z Matrixa przestanie być fikcją. Tyle tylko, że chyba to są "strachy na Lachy".

Młode pokolenie się nie buntuje, bo żyje w czasie wielkiej przemiany i to zaspokaja jego potrzebę innowacji, a do tego ma techniki interaktywne - opium cyfrowe. Poza tym jesteśmy coraz bardziej odciążani przez - excusez le mot - agentów. Na razie są one prymitywne, ale są. Amazon.com rekomenduje klientowi książki na podstawie jego dotychczasowych zakupów i wyborów dokonanych przez innych ludzi, których zainteresowały konkretne pozycje. Trwają prace nad stworzeniem inteligentnego agenta. Musi to być dyskretny agent, ludzie bowiem nie lubią zbyt nachalnych programów, które ciągle czegoś chcą. Po prostu nie życzą sobie, aby jakaś maszyna zbyt dużo o nich wiedziała. Jeśli już się uda coś takiego stworzyć, coś co będzie przypominało cyfrową kopię umysłu, to jestem przekonany, że będzie się tym handlować. Ale wtedy będzie również tożsamość na sprzedaż. Czyli zamienił stryjek... Zostaniemy odciążeni od presji informacji, ale za jaką cenę?

Na koniec refleksja o tożsamości. Narzuca pytanie o podmiot w sytuacji, gdy brakuje mu stałych znaczeń i wszystko jest negocjowalne. Co się z nim dzieje w sieci intensyfikującej relacje społeczne, w owej wirtualności rzeczywistej, którą cechuje brak centrum, względność wszystkiego, pluralizm prawd, iluzja, spektakl wbudowany w kulturę, reprodukcja i konsumpcja, rozmycie w mobilności i hiperkomunikacji? Czy taki podmiot znika, czy może się tylko przekształca w jakiś inny. Ale w jaki?

Cdn.


TOP 200