Zagłuszanie Gombrowicza

Płaska bateria, elektryczny dzwonek w roli przerywacza, "odwrócony" dzwonkowy transformator, drewniane pudełko i wystające z niego dwa fantazyjnie wygięte, aluminiowe druty. Same rzeczy powszechnie wówczas dostępne za śmieszne pieniądze.

Rzeczy, z których licealni koledzy, z moim - jakbyśmy to dziś powiedzieli - wkładem intelektualnym, zmontowali urządzenie do zakłócania sygnału telewizyjnego. I to tylko po to, by przez chwilę irytować pewnego profesora, z jakichś powodów mało lubianego przez kolegów z innej szkoły.

Były to początki telewizji w Polsce a profesor ów oglądał ją namiętnie, w parterowym mieszkaniu, przy odsłoniętym oknie, przez które było widać, jak często podchodzi do telewizora ze skaczącym akurat obrazem i wali weń pięścią. I cały złośliwy dowcip kolegów polegał na tym, że stojąc po drugiej stronie ulicy ze wspomnianą skrzyneczką, naciskali na chwilę przycisk kontaktu i podrywali profesora z fotela do odbiornika.

To nasze urządzenie było jednym wielkim prymitywem, gdyż chcąc trafić w swój "cel", trafiało we wszystkich w okolicy, co przypomina niektórych terrorystów, którzy chcąc sięgnąć wybranego celu, sieją przy okazji spustoszenie w szerokim otoczeniu.

Okazuje się jednak, że nasze szczeniackie pomysły miały i mają naśladowców. Zabawa z zagłuszaniem niektórych stacji radiowych skończyła się wraz z końcem zimnej wojny. Teraz próbują tego władze Iranu, na różne sposoby chcąc uniemożliwić swym obywatelom odbiór niektórych stacji telewizji satelitarnej (samo jej posiadanie jest tam oficjalnie zakazane i karane). Zakłócanie na poziomie naszych sztubackich wygłupów, czyli całego spektrum częstotliwości przy pomocy lokalnych źródeł mikrofal okazało się średnio skuteczne, więc - chcąc trafić przede wszystkim w kilka najbardziej nielubianych stacji - sięgnięto po pomysł niby bardziej technicznie wyrafinowany,.

Metoda okazuje się prosta i mało kosztowna. Bierze się niezbyt mocny nadajnik, zwykłą antenę satelitarną i w Internecie znajduje się częstotliwość stosownego tzw. transpondera up-link. Cała sztuka w tym tylko, by trafić wąską wiązką sygnału we właściwego satelitę. No, i na początku całego tego systemu potrzebne jest jeszcze źródło sygnału zakłócającego. A ponieważ jeden transponder to nawet i kilkanaście programów, więc zakłóca się wszystkie, które przez przypadek go dzielą. I tak trafiło to swoistym rykoszetem w naszą, niewiele z Iranem mającą wspólnego, telewizję Silesia, a krótkie przerwy zauważyłem też na BBC World, CT24 i Radio Swiss Jazz.

Mieliśmy też ostatnio spektakularne ataki DDoS, blokujące działanie popularnych serwisów internetowych, takich jak Twitter czy Facebook. Jak podawano, jedyną ich przyczyną miała być próba uciszenia jakiegoś bardzo aktywnego internetowo Gruzina, który, gdzie tylko w Internecie się da, publikował treści, które mogły nie podobać się Rosjanom.

I tu można mieć wątpliwości, bo kto jak kto, ale hakerzy, Rosyjscy czy inni, chyba potrafią trochę więcej niż działać według naszego sztubackiego schematu sprzed lat, powtórzonego zresztą w para-informatycznym romansie jednego z naszych poczytnych autorów, którego bohater najpierw wysłał do swej cyber-sympatii wiadomość poczty elektronicznej, a potem - chcąc ją za wszelka cenę wycofać - prosił o przysługę kolegę-informatyka. Ten zaś, działając na międzynarodową odległość, nie znajduje innego sposobu, jak wykasować cały docelowy serwer poczty do zera, bo tylko wtedy zginie też wiadomość, o którą chodziło.

A wszystko to wskazuje, że od sztubactwa nikomu uciec się nie daje, co znaczy jedno - Gombrowicz jednak górą!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200