Z wysokich obcasów

Nim zaczną Państwo czytać ten felieton, muszę od razu uprzedzić. To jest tekst bardzo niepolityczny, potwornie antyfeministyczny i ogólnie rzecz biorąc nieprzyzwoity.

Nim zaczną Państwo czytać ten felieton, muszę od razu uprzedzić. To jest tekst bardzo niepolityczny, potwornie antyfeministyczny i ogólnie rzecz biorąc nieprzyzwoity.

Dlaczego więc zdecydowałem się go napisać? Ano, każdy ma różne sentymenty. Dla mnie akurat firma Hewlett-Packard była czymś w rodzaju "złotego standardu", niedościgłego marzenia, idealnego przedsiębiorstwa nowoczesnej techniki. Kochałem jej produkty, szarobury kolor obudów, solidne inżynierskie podejście do problemów. Nie wspomnę o RPN, bo jako Polak zawsze byłem dumny, że najlepsze na świecie kalkulatory stosują system rachunkowy wymyślony przez Polaka.

Bill Hewlett i David Packard założyli firmę i prowadzili ją przez prawie 60 lat. Z małego garażu doszli do koncernu rozsianego po całym świecie. Jak we wszystkich historiach sukcesu, z pewnością mieli wiele szczęścia. Ale ich metoda zarządzania była bardzo prosta. Otóż chodzili po firmie i rozmawiali z pracownikami. Niby nic, a jednak aż tyle. Ilu z Państwa, menedżerów w firmach, które z pewnością nie powtórzą sukcesu HP, może powiedzieć, że w ostatnim miesiącu rozmawiało ze wszystkimi swoimi pracownikami?! A przecież najlepszy system poczty elektronicznej nie zastąpi kontaktu osobistego. Żaden system nagród i kar nie działa tak dobrze jak osobiste słowo szefa, w szczery sposób chwalące lub ganiące. Zapominamy o tym, bo łatwiej napisać "Dobra robota!" albo wywiesić na tablicy informacyjnej kolejną listę premii. A przecież w przemyśle zaawansowanych technologii ludzie ciągle potrzebują ciepła, otuchy i dobrego słowa, wypowiedzianego z uczuciem. Jest to możliwe, gdy ma się kontakt z pracownikami. O efekty nie trzeba się martwić - prawidłowo umotywowani pracownicy sami z siebie przekroczą normy, wymyślą rzeczy niemożliwe i usprawnią po raz setny idealny produkt. Tylko w ten sposób można budować prawdziwą wartość firmy.

Hewlett i Packard w pewnym momencie przekazali zarząd firmy następcom. Dobrze wyszkolonym, przyzwyczajonym do systemu zarządzania przez spacerowanie, znającym ją. A jednak czegoś w firmie brakowało. I wtedy właśnie ktoś wpadł na genialny pomysł zatrudnienia kobiety, która potrafiła podobno robić cuda. Zapomniano tylko w kontrakcie zastrzec, że nowa pani prezes ma zrzucić wysokie obcasy. Nie wiem jak szacowne Czytelniczki, ale moje domowe panie jakoś nie mają przekonania do szpilek, bo podobno nogi się w nich wykręcają, chodzenie na szczudłach jest dobre dla artystów cyrkowych. Nic więc dziwnego, że pani prezes przestała chodzić - zaczęła latać helikopterem między oddziałami firmy. W helikopterze źle się rozmawia, bo w kabinie panuje duży hałas.

Na efekty nie trzeba było długo czekać - najpierw siadły zyski firmy, a teraz rozpoczęto negocjacje o połączeniu się z innym gigantem komputerowym. Rozmowy biznesowe prowadzi się zwykle za stołem, niewygodne buty można po cichu zrzucić. Tyle tylko, że - łącząc dwie krwawiące firmy - nie stworzy się jednej najlepszej na świecie. Widać to zresztą jasno w przypadku Compaqa - połknięcie DEC-a do dziś odbija się w tej firmie czkawką. Teraz czkawka będzie jeszcze większa. A wszystko dlatego że na wysokich obcasach nie da się cały dzień spacerować.

Mieliśmy takie polskie powiedzenie o wysokim koniu, z którego lepiej się spada. To prawda, ambitni jeśli już mają ponosić porażkę, to wolą zlecieć z wysokiego pułapu. Ale przewracać się na prostej drodze na wysokich obcasach? To nie jest zabawne, to jest ponure. Wszystko co dobre kiedyś się kończy, także legenda najlepszej firmy inżynierskiej świata kiedyś musiała przybladnąć. Tylko dlaczego z powodu wysokich obcasów?!

<hr>

[email protected]

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200