Wychowanie na ekranie

Automatyzacja niewątpliwie ułatwia życie i pracę, ale z drugiej strony przyczynia się niewątpliwie do redukcji wysiłku fizycznego oraz umysłowego, co powoduje, że użytkownicy zautomatyzowanych narzędzi robią się coraz bardziej gnuśni intelektualnie i cieleśnie. Objawy tego dają znać o sobie w różnych okolicznościach, zajmę się jednak bliższą nam codziennością informatyczną.

Automatyzacja niewątpliwie ułatwia życie i pracę, ale z drugiej strony przyczynia się niewątpliwie do redukcji wysiłku fizycznego oraz umysłowego, co powoduje, że użytkownicy zautomatyzowanych narzędzi robią się coraz bardziej gnuśni intelektualnie i cieleśnie. Objawy tego dają znać o sobie w różnych okolicznościach, zajmę się jednak bliższą nam codziennością informatyczną.

Będąc człowiekiem w miarę dobrze wychowanym, staram się zaszczepić podobne cechy w oprogramowaniu mojego autorstwa. Powinienem był tu użyć raczej czasu przeszłego i to nie dlatego, że dobre wychowanie mnie opuściło, ale dlatego, że obecnie raczej już nie piszę nowych programów, bo odbiorcy nie chcą za nie płacić, twierdząc, iż są drogie. Rzeczywiście są zdecydowanie droższe aniżeli te dostępne w każdym popularnym supermarkecie, niemniej ich zakres funkcjonalności dotyczy zgoła czego innego.

Jednak ci, którzy kiedyś nabyli moje produkty, używają ich z powodzeniem i wydaje się, że koszt zakupu dawno już przeboleli. Co do kwestii dobrych manier mojego oprogramowania, to postawiłem w swoim czasie między innymi na "kulturalny" interfejs. Nie dość, że rozwiązuje on samodzielnie wiele problemów, odciążając użytkownika i - jeśli tylko to możliwe - poprawia jego błędy, to jeszcze informuje go w uprzejmej formie o dostrzeżonych sytuacjach nadzwyczajnych, jeżeli nie może sobie z nimi poradzić automatycznie. Tak więc słowa "proszę" czy "dziękuję" pojawiają się w komunikatach całkiem często. Niestety, czasami program musi odmówić wykonania pewnych procedur ze względu na zwykłą fizyczną niemożność ich przeprowadzenia. Operator komputera nie powinien jednak potraktować tego jako nietaktu oprogramowania lub autora, ale jako konstruktywną krytykę jego niewłaściwych dla okoliczności wymagań.

Aby praca toczyła się wartko, staram się nie nadużywać gadatliwości w komunikacji z użytkownikiem, by go nie dręczyć i nie zanudzać. Dlatego też nie sypię komunikatami jak z rękawa, a raczej staram się zebrać syntetycznie opis wszelkich okoliczności mogących mieć wpływ na nieudaną akcję. Oszczędzam tym sposobem na ilości potwierdzeń, które użytkownik musiałby wykonywać. Nie oszczędzam jednak jego umysłu, gdyż zdania oznajmiające są wówczas dłuższe i trzeba nieco skoncentrować się na ich analizie. Ale ludziom się nie chce. Klikając "OK", gaszą obwieszczenie na ekranie, po czym dzwonią do mnie, że program nie chce drukować jakiegoś zestawienia. Gdy pojawiam się na miejscu, wezwany do interwencji, okazuje się, że program działa jednak poprawnie, natomiast operator nie doczytał komunikatu, w którym wszystko było jasno opisane. Zdaje się, że użytkownicy czytają tylko napis "OK", pozostałe sprawy rzucając na pastwę losu lub na barki autora.

Myślę więc, że najlepsze rozwiązanie to wystawianie komunikatów oznajmiających o niczym, byle było OK. Przy okazji zastanawiam się, czy w związku ze zmianą tendencji językowych nie lepiej byłoby zastąpić oklepane i jakże staroświeckie "OK" nowocześniejszym "SPOKO" lub jego zmodernizowaną odmianą brzmiącą "SPOX". Wszak warto w informatykę tchnąć odrobinę ducha nowoczesności, bo tylko czekać, aż pojawią się głosy krytykujące skostniałość tej dziedziny.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200