Wskaźnik PH

Są takie okresy, gdy nieszczęścia pojawiają się już nie parami, a wręcz stadami. Nieszczęścia, co należy zaznaczyć, nie zawsze są wielkiego kalibru, aczkolwiek każde niepowodzenie, nawet najdrobniejsze, w naszym subiektywnym odbiorze może pretendować niemal do rangi tragedii.

Są takie okresy, gdy nieszczęścia pojawiają się już nie parami, a wręcz stadami. Nieszczęścia, co należy zaznaczyć, nie zawsze są wielkiego kalibru, aczkolwiek każde niepowodzenie, nawet najdrobniejsze, w naszym subiektywnym odbiorze może pretendować niemal do rangi tragedii.

Często jest to niepomyślny zbieg okoliczności, na którego zaistnienie nie mamy żadnego wpływu, ale zdarza się, że niepomyślny obrót spraw generujemy na własne życzenie, czyniąc rzeczy przynoszące takie, a nie inne skutki.

Pewnego dnia postanawiam dodać kartę sieciową do komputera z modemem. Wysuwam komputer spod biurka na długość kabli (komu chciałoby się wszystko wypinać), aby zdjąć obudowę. Wykręcam zaślepkę, śrubka wpada mi pod płytę główną. Pal sześć, nie jest mi teraz potrzebna. Montuję kartę sieciową, włączam komputer i przystępuję do instalacji sterownika karty. Dyskietka ze sterownikiem okazuje się uszkodzona. Przez przypadek sprawdzam, czy modem działa. Oczywiście, przestał. Wypinam kartę, szukam śrubki, która wcześniej gdzieś wpadła, bo mam podejrzenia, że mogła po sąsiedzku zrobić zwarcie przy modemie. Odpalam komputer bez karty i efekt ten sam - modem nadal milczy. Montuję kartę ponownie, instaluję sterownik z innej dyskietki. Oczywiście, też uszkodzona. Wyrzucam kartę i zajmuję się tylko modemem, zgodnie z moimi zasadami, że jeśli nie da się polepszyć, to na pewno nie powinno być gorzej. Instaluję ponownie oprogramowanie modemu, na wszelki wypadek, bo nie wiem dlaczego nie działa. Niestety, nie jest lepiej. Dociskam w szczelinie kartę modemu, która być może lekko się wysunęła podczas zdejmowania obudowy komputera. Pomaga - po kilku godzinach mam dokładnie to, co pierwotnie. Straconego czasu i tak nie odzyskam.

Montuję dodatkowy dysk do komputera. Pierwszy już nie starcza, a ponadto chcę zainstalować drugi system operacyjny. Przystępuję do instalacji Windows 2000, ze szczególną uwagą podchodząc do wyznaczenia partycji dla nowego systemu. Wskazuję mu więc miejsce na nowym dysku. Po instalacji okazuje się, że bootloader jest posadzony na dysku nowym, natomiast pliki systemu jakimś cudem znalazły się na dysku starym, przykrywając dotychczas posadowiony tam system, którego już nie odzyskam. Sprawdzam już nieco zrezygnowany, jak zachowuje się w identycznej sytuacji NT 4.0. Owszem, instaluje się cały na nowym dysku, lecz nie proszony formatuje przy okazji automatycznie - nie wiadomo po co - dysk stary, czyli IDE0.

Przynoszę notebooka, aby podłączyć się do sieci. Ni stąd ni zowąd Windows uruchamia się w trybie awaryjnym, chociaż poprzedniego dnia wszystko działało jak najbardziej poprawnie. Przeprowadzam testy i okazuje się, że "pcimcia" odmówiła posłuszeństwa.

Wieczorem przy goleniu zacinam się poważnie, a ponadto podcinam sobie ucho, które na szczęście udaje mi się odzyskać. Pamiętajmy, że kto nic nie robi, ten nie popełnia błędów i w dodatku ma święty spokój.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200