Wojenne modemy

Nie tylko redakcja Rzeczpospolitej (felieton nr 101) używała stosunkowo wcześnie zagranicznych źródeł infograficznych. Także młoda Gazeta Wyborcza, wtedy jeszcze mieszcząca się w lokalu przedszkola, postanowiła skorzystać z nowoczesnych metod pozyskiwania informacji. W styczniu 1991 r. zadzwonił do mnie znajomy z GW i zapytał, czy możemy przyszykować modemy, bo zaczyna się wojna.

Nie tylko redakcja Rzeczpospolitej (felieton nr 101) używała stosunkowo wcześnie zagranicznych źródeł infograficznych. Także młoda Gazeta Wyborcza, wtedy jeszcze mieszcząca się w lokalu przedszkola, postanowiła skorzystać z nowoczesnych metod pozyskiwania informacji. W styczniu 1991 r. zadzwonił do mnie znajomy z GW i zapytał, czy możemy przyszykować modemy, bo zaczyna się wojna.

Nie wiem, jak dla Czytelników, ale dla mnie była to chwila historyczna. Przez ostatnie dwieście lat gdziekolwiek ktokolwiek bił się o cokolwiek, tam zawsze pojawiali się Polacy z hasłem "Za naszą wolność i waszą". Trudno pewnie byłoby znaleźć nawet najmniejszą wojenkę, w której zabrakłoby rodaków. Aż tu nagle, zaledwie dwa lata pod odzyskaniu suwerenności, jeszcze nie całkiem okrzepłej, zamiast szabel i kaemów szykujemy modemy na wojnę!

Zrozumiałem, że coś się wreszcie zmieniło w mentalności rodaków. Wprawdzie formalnie Polska była jednym z sojuszniczych państw w operacji Burza Pustynna, inaczej nazywanej Wojną w Zatoce (patrz bardzo dobra stronahttp://www.desert-storm.com), ale były tam także państwa tak znane w historii z ochoty do wojaczki, jak Czechosłowacja.

Siedem lat temu Ziemia był zupełnie innym miejscem we wszechświecie. Być może zagonieni i zalatani nie zauważyliśmy, że przez te kilka lat dokonała się cicha rewolucja. Wojskowi lubią tworzyć samosprzeczne nazwy, jak przykładowy chlebak, który - jak wiadomo - służy do noszenia granatów. Wymyślili też określenie non-lethal weapon, czyli broń nieśmiercionośna. Zabić można nawet kijem, ale modem chyba bardzo dobrze pasuje do tej kategorii. W każdym razie nie słyszałem, aby ktoś mordował za pomocą modemów.

Na pewno modemy uruchomione w redakcji GW były zwiastunem nowego. Wtedy jeszcze nie rozpowszechnił się Internet, więc aby otrzymać aktualne informacje oraz plany i zdjęcia z pola walki należało podłączyć się do BBS-u jednej z agencji informacyjnych, co oczywiście kosztowało i było dostępne tylko dla wybranych. Ba, aby legalnie zainstalować modem, trzeba było go zgłosić w lokalnym urzędzie telekomunikacji. Smutni panowie osobiście sprawdzali czy przypadkiem nie zakłóca się działalności antycznych central krzyżakowych. Łza się w oku kręci...

Dziś, gdy wybucha wojna, natychmiast pojawia się setka prywatnych i organizacyjnych stron sieciowych. W ciągu kilku godzin w najodleglejszym zakątku świata można przeczytać i obejrzeć najnowsze doniesienia. W jakimś sensie historia stała się własnością każdego, a już na pewno tych, którzy są podłączeni. Można powiedzieć, że wojna strywializowała się. Gdy telewizja amerykańska w praktyce uniemożliwiła wojskowym prowadzenie wojny w Wietnamie, ponieważ pokazywała jej brutalność, był to pierwszy zwiastun nowych czasów.

Internet dodał nową jakość informacyjną. Przykładowo, wielu weteranów twierdzi, że cierpi na syndrom chorobowy, związany z chemikaliami, które zostały uwolnione w Zatoce. Ale każdy może zapoznać się z opinią przeciwną (http://www.carnell.com/gws/index.html).

Skończyły się czasy tych, którzy wiedzą lepiej. Zaczęła się męka samodzielnego decydowania. Nikt i nic nie zwalnia nas już od oceniania, co jest dobre, co zaś złe. Tylko od nas zależy, po której stronie niewidzialnego frontu się znajdziemy.

Warto chyba zapamiętać datę 15 stycznia 1991 r. jako moment przełomowy w historii. Nie tylko waszej, ale i naszej.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200