Władca idei

Z niejakim rozbawieniem obserwuję kolejną porcję żółci, którą w stronę Microsoftu wylewają środowiska open source.

Z niejakim rozbawieniem obserwuję kolejną porcję żółci, którą w stronę Microsoftu wylewają środowiska open source.

Tym razem głównym obiektem ataku są moduł DRM wmontowany w nowy Windows Vista oraz system ochrony jądra, który prawdopodobnie uniemożliwi budowę niezależnych aplikacji głęboko ingerujących w system operacyjny. Sam korzystam z kilku takich aplikacji (antywirusy, skanery malware, emulatory urządzeń itd.), więc też niechętnie witam takie "rozszerzenia" w nowym systemie. Ale m.in. dlatego nie mam zamiaru upgrade'ować swojego środowiska - a pozostałe powody obszernie wyjaśniam w blogu (http://rewers.computerworld.pl ).

Bardzo zideologizowane, ale niezbyt rozgarnięte środowisko linuksowe jak dotąd nie zauważyło, że Microsoft - poprzez swój produkt - uczestniczy w podejmowaniu niemal wszystkich decyzji na świecie. Produkt Microsoft PowerPoint, bo o nim mowa, jest moim zdaniem najbardziej innowacyjnym i najbardziej udanym elementem pakietu Office. Na dodatek, nie jest w oczywisty sposób skopiowany z produktów konkurencji - tak jak Excel z Lotusa 1-2-3, Word z WordPerfecta, a Access z dBase'a.

W wieku XXI już nikt nie przekonuje innych do swoich racji płomienną oracją, niczym Danton albo Churchill. Niemal każdy dziś robi to za pomocą rzutnika z podłączonym komputerem, na którym działa Microsoft PowerPoint. Ów znakomity produkt wspierany jest przez bibliotekę setek, jeśli nie tysięcy, darmowych zdjęć, grafik i animacji do ściągnięcia ze stron Microsoftu. Konkurencja - przede wszystkim Impress, wchodzący w skład pakietu Open Office - nie wyszła poza przedszkole.

Ktoś może powiedzieć, że PowerPoint to tylko narzędzie i to nie jego dostawca, a autor prezentacji mają największy wpływ na podjętą decyzję. Guzik prawda. Powołam się na dwa autorytety. Marshall McLuhan już 30 lat temu napisał, że medium jest przekazem, zaś Benjamin Lee Whorf trafnie spostrzegł, że język kształtuje nasze myślenie i wyznacza jego horyzonty. To PowerPoint - bardziej nawet niż angielski - jest tym językiem, lingua franca ery informacji. Nie raz i nie dwa razy widziałem produkty, które klient kupił tylko dlatego, że "działały w PowerPoincie".

Ludzie myślą PowerPointem również dlatego, że tak jest łatwiej. Świat ze swej natury jest złożony i skomplikowany; próba analizy rozmaitych procesów i zjawisk w nim zachodzących szybko może przyprawić o ból głowy. W multimedialnej prezentacji wszystko może być proste i klarowne. Ramki zręcznie rozdzielą myśli, nadając im pozór prostoty; kolorowe strzałki przekonają o wynikaniu jednych zjawisk z drugich (nawet jeśli żadnej zależności przyczynowo-skutkowej w rzeczywistości nie ma); zaś pojawiające się w regularnych odstępach podpunkty dadzą decydentom poczucie kontroli nad sekwencją zdarzeń - podczas gdy w rzeczywistości kontrolowany jest tylko slajd w prezentacji, a nie proces, którego ów slajd dotyczy.

Wiele razy na tych łamach wyrażałem opinię, że monopole są złe i rządy oraz organizacje ponadnarodowe, np. Unia Europejska, powinny im przeciwdziałać. W tym jednak przypadku chciałem powiedzieć, że zmonopolizowanie rynku idei przez PowerPointa odbyło się przy całkowitej bierności konkurencji i naprawdę trudno mieć pretensję do Billa Gatesa, że wykorzystał świetną okazję. Zastanawiam się tylko, czy już wpadł na to, że monopol swojej firmy na technologię prezentacji może wykorzystać do posiadania realnego wpływu na decyzje podejmowane w organizacjach.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200