Wielkie rozchwianie

Głęboka recesja zaprząta niemal zupełnie uwagę, choć zbliża się jej dno. Tymczasem tykają dwie bomby z opóźnionym zapłonem: światowej inflacji i wielkiego długu publicznego.

Wielkie rozchwianie

Maciej Krzak

Mimo że ożywienie jeszcze nie nadeszło i pojawiły się obawy przed deflacją, ekonomiści zastanawiają się, jak rozbroić dwie tykające bomby: światowej inflacji i wielkiego długu publicznego. Banki centralne - w tym przodował Fed - wpompowały ogromną płynność do gospodarki światowej, ratując instytucje finansowe przed ostateczną katastrofą. To nie wywołało inflacji, bo systemy bankowe przestały kreować pieniądz, czyli pożyczać sobie nawzajem i klientom. Ekonomiści powiedzą, że obniżył się mnożnik monetarny, który wyraża relację ilości pieniądza w gospodarce do ilości pieniądza banku centralnego. Mówi on, ile kredytu jest w stanie wykreować jednostka pieniądza krajowego wypuszczona przez bank centralny. W USA i Wielkiej Brytanii banki centralne zaczęły wręcz drukować pieniądze pod zastaw obligacji emitowanych przez korporacje - nazywa się to "ilościowym rozluźnieniem". Wzrósł też popyt na pieniądze z powodu awersji do ryzyka i obaw przed utratą płynności, więc ten nadmiar pieniędzy nie przelewa się na inne rynki. Niemniej jednak w długim okresie, mierzonym w latach, inflacja jest wyłącznie zjawiskiem pieniężnym, czyli np. dwukrotny wzrost ilości pieniądza w obiegu przełoży się na dwukrotny wzrost cen po korekcie o dynamikę wzrostu gospodarczego. Wisi więc nad nami groźba kolejnej wielkiej inflacji. Pozbycie się nadmiernej płynności nie będzie łatwe. Banki centralne, które zachowują się w niekonwencjonalny sposób, będą musiały poradzić sobie z tym problemem. Fed już teraz zabiega o zgodę Kongresu na emisje własnych bonów pieniężnych, które będzie sprzedawał, aby ściągnąć nadmiar płynności w przyszłości. Takie operacje mogą prowadzić ECB i NBP. Ale czy to wystarczy ?

Ekspansywna polityka wydatków rządowych, aby pobudzić koniunkturę i ratować banki, przejawia się w powstaniu w czasach pokoju deficytów w finansach publicznych na skalę notowaną ostatnio podczas II wojny światowej, np. w USA - 13% PKB w 2009 r. Zakumulowane deficyty przekładają się na wysokie długi publiczne, grożą powstaniem efektu kuli śniegowej; obsługa stanie się tak kosztowna, że na nią samą trzeba by zaciągać nowe długi, więc dług będzie pączkował. Starzenie się społeczeństw i coraz wyższe koszty opieki zdrowotnej będą tworzyły dodatkową presję na wzrost wydatków publicznych.

Zobacz również:

  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
  • Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"
  • International Data Group powołuje Genevieve Juillard na stanowisko CEO

Według MFW, dług publiczny 10 najbardziej rozwiniętych krajów urośnie do 114% PKB z 78% PKB w 2007 r. ! Pokusa, aby zdjąć ten ciężar dzięki inflacji - długi są przecież wyrażone w pieniądzu - albo przez ogłoszenie niewypłacalności, stanie się silna. Rynki finansowe już zaczynają wyceniać tego rodzaju ryzyko, bo historia podaje wiele przykładów podobnych zachowań, dlatego rządy będą musiały podwyższać oprocentowanie obligacji, aby znaleźli się inwestorzy. Wyższe stopy procentowe będą wypychały z rynku kredyty inwestycyjne, czyli oznaczały gorsze perspektywy wzrostu gospodarczego. W strefie euro strażnikiem inflacji jest wspólny bank centralny, więc rządy krajów z tej strefy o podwyższonym ryzyku, m.in. Hiszpania czy Irlandia (tak, tak), są bardziej wystawione na pokusę zastosowania tej drugiej opcji.

Nie bardzo wiadomo, jak nie dopuścić do nadmiernego wzrostu stóp procentowych. Nie da się bowiem gwałtownie zlikwidować deficytów budżetowych, bo zdławiłoby to ożywienie - Japonia jest mementem pod tym względem. Ładnie brzmi propozycja, że rządy krajów rozwiniętych powinny zobowiązać się w wiarogodny sposób do zlikwidowania deficytów, kiedy gospodarki wyjdą na prostą, ale jak ją ubrać w konkret, w dodatku strawny dla inwestorów finansowych? Kluczowy problem wiarogodności ścieżki ograniczania deficytów ma zostać rozwiązany przez oparcie się na niezależnych instytucjach oceniających rządowe plany i ustawowych regułach dotyczących np. pułapu deficytu w danych latach, aby politycy nie mogli w przyszłości łatwo odwołać tego, co obiecali. Posunięcia powinny też polegać na redukcji wydatków zamiast podwyżek podatków, skoro te pierwsze rozdmuchano obecnie. Podatkowe reformy są niezbędne w wielu krajach, ale nie powinny oznaczać podwyżek ogólnego poziomu opodatkowania. Konieczne jest dalsze podniesienie wieku emerytalnego, by zwiększyć dochody budżetowe.

Gospodarka światowa od czasów kryzysów azjatyckich jest rozchwiania. Ich skutkiem ubocznym stały się nadmierne nadwyżki w bilansach bieżących w Azji, w tym Chinach, i deficyty w krajach wysoko rozwiniętych, zwłaszcza w USA oraz Hiszpanii. Nadmiar płynności w krajach rozwiniętych wywołał bąble spekulacyjne na wielu rynkach: nieruchomości, akcji i surowców. Ich pęknięcie spowodowało największy krach od lat 1930. Bezprecedensowa skala ekspansywnej polityki makroekonomicznej grozi dalszym rozchwianiem - inflacją światową i kryzysem zadłużenia publicznego. Jak w czasach powojennych. Czy uda się je zażegnać bez długiego okresu stagnacji, czy za cenę dalszych wstrząsów?

Autor jest wykładowcą WSHiP im. R. Łazarskiego oraz ekspertem CASE i PKPP Lewiatan.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200