Urodziny u rodziny

Publicyści już od dłuższego czasu zajmują się problemem kryminogenności Internetu. Ba, niektórzy posuwają się tak daleko, że porównują sieć do kolejnej plagi. Jednej z wielu, które dotknęły świat w XX wieku. W szczególności wśród niekorzystnych zmian dokonujących się poprzez łatwy wgląd w informację wymienia się powszechny dostęp do pornografii, zachętę do naśladownictwa ludzi niegodziwych i utratę prywatności.

Publicyści już od dłuższego czasu zajmują się problemem kryminogenności Internetu. Ba, niektórzy posuwają się tak daleko, że porównują sieć do kolejnej plagi. Jednej z wielu, które dotknęły świat w XX wieku. W szczególności wśród niekorzystnych zmian dokonujących się poprzez łatwy wgląd w informację wymienia się powszechny dostęp do pornografii, zachętę do naśladownictwa ludzi niegodziwych i utratę prywatności.

A jednak czasami, jak się wydaje, Internet sprzyja uzdrowieniu społeczeństw. Ot, choćby jako efekt zafascynowania publiczności najbardziej intymnymi momentami życia. Wprawdzie młodociana para, która chciała stracić niewinność przed kamerą podłączoną do sieci na żywo, w końcu zrezygnowała z "występu", w ten sposób ocalając trochę prywatności. Ale 16 czerwca 1998 r. pewna pani o imieniu Elizabeth (nazwiska nie podano na życzenie zainteresowanej) urodziła w Orlando, Floryda, zdrowe dziecię przed kamerami podłączonymi do Internetu (http://www. ahn.com). Bez osłonek pokazano wszystkie szczegóły, ba, podano nawet wiek pani Eli (czterdziestka), liczbę i rodzaj dzieci dotychczas powitych (dwie córki w wieku 14 i 10 lat oraz 11-letni syn), a także ujawniono zdjęcia jej twarzy.

Wszystko to wydarzyło się w imię nauki, jako instruktaż dla rodzących kobiet. Pani Ela miała wyjątkowo łatwe poprzednie porody, więc i kolejny też mógł być łatwy. Rzeczywiście, mały Sean urodził się w cztery i pół godziny po rozpoczęciu transmisji, którą naraz oglądało jednak nie więcej niż pięć tysięcy ciekawskich. Po prostu serwery dostawcy programów zdrowotnych America's Health Network zapchały się dokumentnie. Około 50 tys. internautów załadowało utrwalony zapis wideo lub usiłowało to zrobić. Ogromny sukces zrywania więzów pruderii krępujących społeczeństwo.

30 czerwca Elizabeth Ann Oliver zgłosiła się na policję i przyznała, że w latach 1989-90 wystawiła w kilku supermarketach na Florydzie co najmniej 25 czeków bez pokrycia na sumę większą niż 1300 USD. Notatki prasowe na ten temat, poza prasą lokalną (http://www.sun-sentinel.com/news/daily/detail/0,1136,5000000000030507, 00.html), były już jednak jednozdaniowe. Panią Oliver zaczęto poszukiwać, ponieważ w trakcie porodu przed kamerami internetowymi pokazała twarz. To wystarczyło, aby rozpoznali ją oszukani kasjerzy ze sklepów. Dzielna matka ukrywała się przez prawie dwa tygodnie, gdyż reakcja na rozreklamowany przekaz z sali porodowej była prawie natychmiastowa. Tylko opieszałości policji, która nie bardzo chciała wierzyć w zbieg okoliczności, można zawdzięczać tak późne zakończenie sprawy.

Nie wiadomo, ile kamer wideo podłączonych jest dziś 24/7 do sieci. Czasami pokazują one tylko widoczek. Mój ulubiony przedstawia zatokę (http://www.rearden.com/live/current/default.html) między San Francisco a Oakland. Tak się składa, że w tle widać zbocze, na którym mieszka mój wuj, łatwo więc mogę sprawdzić, jaką ma pogodę. Ale takie same, tanie kamerki prawdopodobnie zaczną pojawiać się coraz powszechniej, nie tylko w salach porodowych, ale i w sklepach między półkami, na nie strzeżonych parkingach, pustych ulicach, skrzyżowaniach. Drżyjcie przestępcy, bo już nigdy nie będziecie pewni, czy ktoś was nie obserwuje. Zwykły obywatel zaś powinien dobrze zastanowić się, jakiego rodzaju przestępstwa popełnił, i od razu przyznać się. Przynajmniej może liczyć na łagodniejszy wyrok.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200