Turbo Sex Goal, 4.15

Zostałem niedawno szczęśliwym posiadaczem nowej nieruchomości i zaplanowałem malowanie. Wybraliśmy z żoną kolory poszczególnych pokoi i pojechałem do jednego z marketów budowlanych. Jakież było moje zaskoczenie gdy na półce nie znalazłem ani jednego odcienia koloru zielonego. Był "wiosenny poranek", "alpejska łąka", "dojrzały groszek", "oliwkowy gaj", "szelest traw", itd.

Kiedy chodziłem między półkami, oczyma wyobraźni widziałem scenę rozgrywającą się w dziale marketingu producenta. Inżynierowie z fabryki farb przynieśli próbki trzydziestu odcieni zielonego i kazali marketingowcom je jakoś nazwać. Marketingowcy siedli wkoło, pięć pierwszych nazw wygenerowali z głowy, pięć następnych z pewnym wysiłkiem. Po kilku godzinach bezproduktywnych obrad wreszcie ktoś wpadł na pomysł: jedziemy do knajpy. Jedna butelka, druga butelka, trzecia butelka i zaczęły się sypać pomysły. Ktoś najmniej wstawiony przytomnie notował i rano kartka powędrowała do szefowej działu marketingu, która w tzw. międzyczasie zdążyła zażyć 2KC i wrócić do pełni sił. Ta skreśliła najbardziej szalone pomysły ("łysina Putina", "dojrzewające zioło", "dziewica z odzysku"), wysłała listę do szefa produkcji i tydzień później europalety z farbami pojechały do Obi, Praktikera i Castoramy.

Muszę tutaj zapytać: jak możemy tak ważną rzecz jak nazwy produktów informatycznych zostawiać inżynierom? W efekcie mamy taki koszmarki jak Windows Server, Oracle Application Suite i HP Service Manager. Sama funkcjonalność, cel biznesowy i rok produkcji albo numer wersji, fuj! Żadnych alpejskich poranków, szelestów traw ani wiosny w Kaszmirze - po prostu, łopatą między oczy. Nic dziwnego, że jesteśmy uważani za dziwaków w świecie, w którym nawet farba do ścian o kolorze jasnoszarym nazywana jest "aktywną emulsją ozdobną w kolorze złamanego ecru"

Wiadomo, że IT to królestwo facetów. Idealny produkt powinien nawiązywać do seksu, piłki nożnej albo samochodów. Proponuję, aby produkt nazywał się po prostu Turbo Sex Goal, bo łączy te trzy bliskie sercu (i nie tylko sercu) mężczyzny wartości.

Numer wersji warto utrzymać stosunkowo wysoki. Wiadomo, że wersja pierwsza to totalna porażka i pośmiewisko, wersja druga to późna beta, trzecia - pierwszy przyzwoity produkt, a dopiero czwarta jest coś warta. Po kropce musi też być duża liczba, co świadczy o tym, że największe błędy i luki bezpieczeństwa zostały załatane.

W sumie teraz tylko pozostaje wymyślić produkt, który mógłby się nazywać Turbo Sex Goal 4.15. Ale ten drobiazg zostawiam już inżynierom - tak czy owak, sukces rynkowy jest gwarantowany.

Turbo Sex Goal, 4.15
W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200