Trzeci wymiar

Zafascynowani Internetem i multimediami nie zwracamy uwagi na to, że cały nasz informatyczny świat jest dwuwymiarowy, tak jakbyśmy byli jakimiś "płaszczakami" z innej planety, nie zaś istotami przestrzennymi.

Zafascynowani Internetem i multimediami nie zwracamy uwagi na to, że cały nasz informatyczny świat jest dwuwymiarowy, tak jakbyśmy byli jakimiś "płaszczakami" z innej planety, nie zaś istotami przestrzennymi.

Wszystkie media informatyczne, którymi się posługujemy, są płaskie. Z papierem (print-media), starszym niż komputery, sprawa jest oczywista. W konsekwencji wszystko, co ma z nim do czynienia, działa również dwuwymiarowo: skanery, drukarki, czytniki dokumentów czy plotery. Pracujemy z płaskimi ekranami, zaś myszkę przesuwamy w jednej płaszczyźnie.

Jesteśmy konserwatywni - po opanowaniu określonej technologii chętnie się do niej przyzwyczajamy i nie lubimy zamieniać wygrzanego miejsca na niepewność nowej. Bezwładność naszego myślenia jest jednym z większych hamulców rozwoju technicznego.

Kiedy przed laty (nie tak wieloma zresztą) rozpoczynał się tryumfalny pochód technologii WIMP (Windows, Icon, Mouse, Pulldown menu), wielu odnosiło się do tych nowinek sceptycznie: "Komendy znam na pamięć, nie będę przebijał się przez siedmiopoziomowe menu, żeby skasować zbiór danych, to dobre dla laików". Podobnie było z kolorowymi monitorami - "profesjonalista" traktował je jako zbędny gadżet. To prawda, że w trybie znakowym, z monochromatyczną kartą Hercules dało się pracować, ale w imię czego należałoby rezygnować z właściwości tak typowych dla otaczającego nas świata jak barwy? Na szczęście we współczesnych systemach informatycznych kolor jest czymś oczywistym, choćby w kontekście ergonomii.

Nieznośna płaskość mediów

Na poziomie oprogramowania wielowymiarowość w informatyce nie jest niczym nadzwyczajnym. Byle język programowania potrafi operować wielowymiarowymi tablicami. Podobnie jest z bazami danych. Znaczne postępy poczyniły grafika trójwymiarowa i jakość monitorów. Sześcianik OLAP możemy sobie nawet poobracać na ekranie, a typowy arkusz kalkulacyjny jednym kliknięciem myszki uprzestrzenni nam diagram tortowy czy słupkowy. Ba, sama myszka też może być "trójwymiarowa".

Przykładem takiego urządzenia jest 3D-CyberBat izraelskiej firmy Pegasus. Nazwa myszki, pardon nietoperza (bat) jest niezwykle trafna, bowiem tak jak w przyrodzie w przypadku tego latającego ssaka do ustalania pozycji w przestrzeni wykorzystywane są ultradźwięki. Latająca mysz działa podobnie jak pióro świetlne, tyle tylko, że rysujemy nie na płaszczyźnie, ale w powietrzu. "Nietoperz" ma kształt pierścienia zakładanego na palec, z dwoma przyciskami dla kciuka i małym nadajnikiem (pozycjonerem). Odbiornik sygnałów znajduje się na monitorze. Przetwarzane są one przez oprogramowanie, które reaguje na zmiany położenia CyberBata. Przykładowo, kursor zmniejsza się podczas oddalania urządzenia od ekranu. Odbiornik jest zasilany ze złącza szeregowego, nadajnik ma własną baterię.

Zasada działania komputerowego nietoperza jest taka sama jak w przypadku zwykłej myszy - zamiast z koordynatami XY, pracujemy ze współrzędnymi XYZ. Metoda swobodnego operowania urządzeniem w przestrzeni wydaje się w pełni naturalna. Zwróćmy uwagę, że osoby, które nigdy nie widziały zwykłej myszki, często przy pierwszych z nią kontaktach mają tendencję do instynktownego unoszenia jej w powietrze. Cóż jednak z takich rozwiązań, skoro nie cała informatyka jest trójwymiarowa i przestrzenne obiekty po przejściu przez dwuwymiarowe wąskie gardła ulegają "spłaszczeniu".

Nowy wspaniały świat

W dwóch wymiarach potrafimy wyczarować niemal wszystko. Już w Gladiatorze Koloseum, będące tylko stertą bitów, wyglądało jak żywe. Każdy kolejny film jest potwierdzeniem rosnącej siły kreowania wirtualnej rzeczywistości. Ostatni odcinek Gwiezdnych wojen (w "odwrotnej notacji amerykańskiej" oznaczony numerem 2) był tego dobitnym przykładem. Gdyby można było dotknąć tego, co potrafimy tworzyć w dwóch wymiarach, moglibyśmy zbudować nowy rodzaj cywilizacji, bez ograniczeń energetycznych i innych barier narzucanych nam przez materię.

Oto stajemy przed taką szansą. Pomoc przychodzi z najmniej oczekiwanej strony, jaką niosą... drukarki. Jak to, poczciwa atramentowa "plujka" miałaby przenosić nas w inne wymiary i paradygmaty technologiczne? W dużym skrócie tak właśnie może się zdarzyć, choć szczegóły, jak zwykle, są bardziej złożone. Uchylmy zatem rąbka tajemnicy. Czyż nie zdarzyło się nam podziwiać na wystawach sklepów z egzotycznymi artykułami różnych afrykańskich bądź azjatyckich rzeźb? Z pewnością nie zastanawialiśmy się przy tym, jak wiele z owych wyrobów nigdy nie zostało stworzonych ręką człowieka!

Wyszły spod automatycznego dłuta, swego rodzaju trójwymiarowych kopiarek-obrabiarek, które na podstawie oryginału potrafią z kawałka drewna wiernie wykrzesać owe cudeńka. Gdzie tu nowe paradygmaty, skoro cuda o nazwie CNC (Computer Numerical Control) można przecież spotkać w halach produkcyjnych od lat? Chodzi o warstwowość.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200