Synowie morficzni

Kilku Czytelników tych felietonów zapytało mnie, jak wyglądam. Prawdopodobnie nie prenumerują oni CW na papierze, tylko odbierają moje teksty elektronicznie. Postanowiłem więc zrobić swoje zdjęcie i umieścić je na stronie WWW, tak aby odbyło się to bez pośrednictwa chemii i drukarni. Można powiedzieć, że postanowiłem stać się zielony.

Kilku Czytelników tych felietonów zapytało mnie, jak wyglądam. Prawdopodobnie nie prenumerują oni CW na papierze, tylko odbierają moje teksty elektronicznie. Postanowiłem więc zrobić swoje zdjęcie i umieścić je na stronie WWW, tak aby odbyło się to bez pośrednictwa chemii i drukarni. Można powiedzieć, że postanowiłem stać się zielony.

Udało mi się pożyczyć elektroniczny aparat fotograficzny, tj. taki, który obraz z obiektywu zamienia z pomocą CCD (jak w kamerze wideo) od razu na piksele i zachowuje je w pamięci. Model DJ7 firmy Fuji, którego używałem, pozwala zapamiętać trzydzieści fotek. Siadłem więc sobie koło lampy, wyciągnąłem rękę, skierowałem obiektyw prosto w oczy i zacząłem strzelać. Po każdym zdjęciu oglądałem na małym ekraniku LCD z tyłu aparatu (nie ma tam wizjera...) jak wyglądam. Mniej więcej po dziesięciu próbach uznałem, że lepiej to już przy moich 45 latach wyglądać nie będę i podłączyłem aparacik do komputera. Ściągnąłem na dysk kilka prób, obejrzałem je sobie w programie Photoshop, wybrałem najlepsze, obciąłem na wymiar, usuwając przy okazji cienie z tła, nieco rozjaśniłem (w pokoju mimo lampy halogenowej było jednak ciemno) i przerobiłem na uniwersalnego GIF-a. Potem załadowałem na stronę WWW (skok przez Atlantyk zajął ledwie kilkadziesiąt sekund) i mogłem spocząć na laurach.

Teraz każdy może obejrzeć sobie moją podobiznę jak żywą (http://www.apple.com.pl/kuba/rozrywka). Fotony, które dotrą do Państwa oczu, zamykają łańcuch elektronicznego przekazu. Dla tych Czytelników, którzy pozostają wierni papierowi, uprosiłem Redakcję, aby zmieniła moje zdjęcie na kolumnie - mam nadzieję, że na stałe.

Nie omieszkałem oczywiście pochwalić się znajomym, którzy dawno mnie nie widzieli, że teraz już jestem w sieci. Kolega, który mieszka po drugiej stronie Ameryki, natychmiast podał mi adres swego zdjęcia a la Gorbaczow. To taki niewinny żarcik z użyciem modnego swego czasu programu Morph, pokazujący, że każdy może zostać artystą największego z ekranów. Nie pozostałem dłużny i do mojej strony dodałem stare zdjęcie firmowego syna (http://www.apple.com.pl/kuba/trojca.gif).

Powstał on na społeczne zamówienie, gdy kolejna osoba zapytała mnie, czyj syn figuruje w nazwie firmy, którą założyłem ze wspólnikiem ("Tatarkiewicz, Teleżyński i Syn"). Dość już miałem odpowiadania, że nasz, co niezmiennie wywoływało uśmieszek zażenowania, jako że w Polsce TEN temat jest ciągle jeszcze tabu. Zrobiliśmy więc sobie z Andrzejem syna morficznego i nawet umieścili go na wizytówkach. Teraz i Państwo mogą zobaczyć, jak wyglądałby nasz syn: wydaje mi się, że jest nieco bardziej podobny do prawdziwego syna mego wspólnika, ale to może dlatego, że nie jestem dobrze obeznany z własną twarzą.

Aby dział rozrywki fotograficzno-elektronicznej na Drugiej Stronie był pełniejszy, dodałem jeszcze mały filmik, pokazujący przenikanie się jednej twarzy w drugą (http://www.apple.com.pl/kuba/syn.mov). Przepraszam za małą rozdzielczość, ale i tak plik ma prawie 100 kB. Niestety, technologia przesyłania ruchomych obrazów wciąż jest w powijakach. Mam nadzieję, że ośmieleni Czytelnicy CW zechcą podzielić się ze mną swoimi produkcjami elektronicznymi. Może ktoś ma córkę elektroniczną?!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200