Sympatyczne automaty

Coraz częściej w codziennym życiu mamy do czynienia z inteligencją elektroniczną. Albo, aby być bliżej prawdy, należałoby powiedzieć, że z ćwierć inteligencją.

Coraz częściej w codziennym życiu mamy do czynienia z inteligencją elektroniczną. Albo, aby być bliżej prawdy, należałoby powiedzieć, że z ćwierć inteligencją.

W wielu bowiem miejscach stosuje się rozwiązania automatyczne zamiast obsługi ludzkiej. Cel jest szczytny, gdyż chodzi o zmniejszenie kosztów, bo automatom nie trzeba płacić. Obsługa ludzka może wolny czas poświęcić na szukanie innej pracy lub udać się do lasu na grzyby. Lub też wyjechać za granicę do roboty.

Mój kontakt z automatami wynika jedynie z nieuniknionej konieczności. Na przykład wtedy, gdy małżonka namówi mnie na wyjazd do kina. Samochód trzeba wówczas zostawić w parkingu podziemnym, bo na powierzchni nie bardzo jest gdzie. Dawniej przy wjeździe na parking witał nas pracownik firmy, wydawał kwitek oraz informował, na którym poziomie należy się ustawić. Przy wyjeździe natomiast, inny pracownik pobierał opłatę i wypuszczał. I na dodatek uprzejmie dziękował. Pewnego razu przywitał mnie automat, instruując, który przycisk nacisnąć, aby wjechać. Przed wyjazdem kwitek należy podsunąć pod urządzenie płatnicze i następnie w określonym czasie pojawić się przy bramce na wyjeździe, gdzie kolejny automat, po wykazaniu się płatnością, łaskawie otworzy szlaban. Chodząc tak w katakumbach parkingu podziemnego, rozmyślałem (z przynależnym mojemu charakterowi czarnowidztwem) co też może się zdarzyć, gdy automatyka zawiedzie lub prądu braknie lub kwitek zgubię. Są to tzw. czarne scenariusze, których rozpatrywanie towarzyszy mi na co dzień w pracy przy projektowaniu systemów informatycznych. Jak widać rozciąga się to już na wszelkie aspekty mego życia, zwłaszcza, jeśli mam do czynienia z urządzeniami, które z natury rzeczy są zawodne i niejednokrotnie zawierają w sobie błędy algorytmiczne, czyniąc je podatnymi na zjawiska tzw. hazardu, czyli przypadkowej interpretacji zdarzeń w zależności od pewnych czynników.

Póki co automaty mają tę wadę, że się z nimi nie pogada. W przypadku obsługi ludzkiej zaw-sze istnieje szansa na komunikację werbalną, w razie kłopotów na przykład. Urządzenia są bezduszne. Ale to jeszcze pół biedy, że kompletnie nie obchodzi ich los człowieka, natomiast najczęściej są wąsko ograniczone funkcjonalnie i jedyną ich rozsądną odzywką jest prośba o naciśnięcie. Do wszelkich urządzeń automatyki odnoszę się z rezerwą, bo nigdy nie ufam im w stu procentach. Albo, aby wyrazić się lepiej, musiałbym powiedzieć, że nie ufam do końca ich twórcom. Zresztą dotyczy to wszelkich urządzeń, które mogą istotnie wpływać na moje życie. Nie przemawia do mnie fakt, że na przykład przy kolejce na Kasprowy jest wyeksponowany fragment grubej jak ręka liny nośnej. Nie podnosi to mojej pewności, bo skąd mogę wiedzieć, jak pewne jest zawieszenie wagonika lub jak mocna jest jego podłoga.

W jednym z urzędów skarbowych postawiono niedawno urządzenie do przyjmowania dokumentów i wydawania potwierdzeń. A ludzie gremialnie ustawiają się do urzędniczki, bo jakoś nie ufają tej technice. Być może jest to kwestia przyzwyczajenia i zaufania w zawierzaniu swych istotnych spraw urządzeniom. Jednak nie jestem przekonany, czy kiedykolwiek będziemy odnosić się z sympatią do automatów, choćby nie wiem jak się wdzięczyły do nas. Pożyjemy, zobaczymy. Może kiedyś pojawią się urządzenia z odrobiną sztucznego serca dla swoich klientów.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200