Społeczeństwo informacyjne a centrum informacyjne

Pojawiło się w obiegu modne pojęcie społeczeństwa informacyjnego. W erze informacji społeczeństwo informacyjne ma do czynienia z wolnym (nieograniczonym) przepływem informacji, możliwym dzięki sieciom komputerowym.

Pojawiło się w obiegu modne pojęcie społeczeństwa informacyjnego. W erze informacji społeczeństwo informacyjne ma do czynienia z wolnym (nieograniczonym) przepływem informacji, możliwym dzięki sieciom komputerowym. Produkty i usługi informacyjne już są towarem i to poszukiwanym.

Ludzie chcą informacji, choć nie zawsze robią z niej właś-ciwy użytek. Muszą się tego jednak uczyć, do czego potrzebują źródeł informacji. Niektórzy zaś od czasu do czasu wytykają komuś, że daje nieświeże wiadomości. Od czasu, gdy rozplenił się Internet wybrzydzacze, np. Kowalski czy Kuraś, stale się czepiają, że na stronach internetowych utrzymuje się informacje nieaktualne bądź nieprawdziwe. No i co z tego? Ktoś chce dać taką informację i może dawać, jaką chce. I tak to wielka firma oferuje serwis giełdowy z komentarzami blisko półrocznymi. Komentarze dotyczące niektórych spółek mają ponad półtora roku. Jedna z nich straciła głównego udziałowca, druga gości na pierwszych stronach gazet w mało zachęcającym kontekście, a firma radzi: kupuj, akumuluj. I co? I nic. Firma jest prywatna i ma taką fantazję, żeby podawać nieświeżą informację rynkową. Jak się komuś nie podoba, niech nie czyta.

Z drugiej strony Internet stał się ważnym medium, niezależnie od rozumienia i traktowania informacji. Witryny internetowe są dla wielu ludzi źródłem informacji. Prawie 18% populacji sięga do Internetu w ich poszukiwaniu. Czy zawartość witryn internetowych jest prywatną sprawą instytucji? Firma prywatna dba o aktualność informacji, gdyż rynek ją ukarze, jeśli uchybi regułom i standardom. Czyli dba, bo musi. A instytucja państwowa? Wcale nie musi. Wyborcy zagłosowali na partie, te stworzyły koalicję, silniejsi obsadzili wiernymi stanowiska i mamy np. pochodzące z demokratycznych wyborów centra informacyjne. Centra te, jak wiele innych instytucji z demokratycznych wyborów, mają prawo do finansowania z naszych podatków, mają więc świetne wyposażenie i niezłe uposażenie. No i robią, co chcą. Kiedy reporterka z radia poprosiła wicedyrektora Rządowego Centrum Informacyjnego o wyjaśnienia, ten wybraniec po prostu jej nawymyślał. Reporterka jeszcze to nagrała.

W wyjaśnianie incydentu włączył się rzecznik rządu i stwierdził, że skoro p. dyrektor przyznał się do błędu (?) i na dodatek przeprosił dziennikarkę, to sprawę możemy uznać za niebyłą. Czy pracownik, który nic nie robi, bierze pieniądze, przyznaje się do tego i przeprosi stróża nocnego, powinien dostać nagrodę państwową? Zajście miało miejsce 18 sierpnia i jak gdyby nic się nie stało. Opłacanego przez nas, podatników, urzędnika, który nie wykonuje obowiązków, bierze dutki, wymyśla osobie, która w naszym interesie chce sprawę wyjaśnić, a następnie łże w żywe oczy, publicznie rozgrzesza rzecznik rządu. I nic się nie dzieje. Ten rząd reformuje szkolnictwo, ale dopuszcza chamstwo i niekompetencję urzędników demokratycznego kraju u progu ery informacji.

Chyba niepotrzebnie ponownie rozdmuchuję incydent. W końcu jego bohater już od sierpnia nie zajmuje uwagi szerokiej publiczności. Trzeba też dostrzec pozytywy całego zdarzenia. Ze stron internetowych w mgnieniu oka wymiotło stare mapy administracyjne, a niektóre strony zupełnie odkurzono. Szkoda że tylko niektóre.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200