Spójrzcie na nią

Widuję ją bardzo często. Przechodzę obok niej zawsze obojętnie, wiele razy dziennie. Ani ładna, ani brzydka - taka nijaka i być może dlatego nie zapałałem nigdy chęcią bliższego jej poznania. Wiem, że to niesprawiedliwe. Domyślam się, że jej przygotowania, mające uzewnętrznić najistotniejsze atrybuty, kosztowały niemało trudu.

Widuję ją bardzo często. Przechodzę obok niej zawsze obojętnie, wiele razy dziennie. Ani ładna, ani brzydka - taka nijaka i być może dlatego nie zapałałem nigdy chęcią bliższego jej poznania. Wiem, że to niesprawiedliwe. Domyślam się, że jej przygotowania, mające uzewnętrznić najistotniejsze atrybuty, kosztowały niemało trudu.

Takich niewdzięczników, którzy nawet nie obrzucą jej spojrzeniem, są zapewne krocie. Przechodzą licznie, nie zadając sobie nawet trudu, aby rzucić na nią przelotne spojrzenie. "Wytapetowana deska" - myślą zapewne, podążając w swą stronę, bo im przyświecają ważniejsze cele.

Ona trwa niewzruszenie, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, czekając zapewne na swoje pięć minut świetności w tym nieciekawym świecie. Gdyby tylko umiała mówić, z pewnością wykrzyczałaby niejednemu prawdę w oczy. Niestety, gdy będzie rzeczywiście potrzebna, okaże się, że jest za późno. Niewdzięcznicy dotychczas ją ignorujący będą poniewczasie żałować swej lekkomyślnej ignorancji, z bólem w sercu czynić będą sobie wyrzuty, że nie skorzystali, kiedy była okazja po temu. Cóż, życia nie da się nagiąć jak witki wierzbowej ani zawrócić jego biegu.

Pewnego dnia coś jednak mnie tknęło. Przystanąłem przy niej na moment - sam nie wiem dlaczego, co mnie podkusiło. Czasami bywają takie chwile, że człowiek robi rzeczy bez zastanowienia, pchany wewnętrznym impulsem. Spojrzałem na nią, jakbym chciał dowiedzieć się co też sobą wyraża. Mimochodem mój wzrok padł na jej matowe oblicze, przypominające nieco zleżałą tapetę, aczkolwiek trudno byłoby stwierdzić jednoznacznie, że oznaki upływającego czasu wyraźnie odbiły swój ślad. Nie była pierwszej młodości i lata świetności zapewne miała za sobą. Mimo tego nie sprawiała odstręczającego wrażenia, nawet przy tak bliskim kontakcie. Na tle jej bladości, wyraźnie otoczonej ciemnym obramowaniem odcinał się jednoznacznie brzmiący napis: "Instrukcja postępowania w razie pożaru". Zamiast czytać dalej, zastanowiłem się, czy ktokolwiek ją przeczytał, oprócz tych, którzy ją pisali, i tych, którzy zatwierdzali. W zasadzie nie wiem po co tworzy się tego typu instrukcje. Czytanie w momencie faktycznej potrzeby, wynikłej z zagrożenia raczej nie wchodzi w grę, co różni tę instrukcję od, na przykład, dokumentacji innych produktów.

Z reguły niechętnie korzystamy z pisanych przewodników, pokładając wiarę w naszych umiejętnościach, kierując się raczej intuicją. Dotyczy to w doskonałej większości także instrukcji korzystania z oprogramowania. Wychodząc z założenia, że jakoś to będzie, użytkownicy unikają zaprzątania sobie głowy niepotrzebnymi treściami. Dopiero, gdy robi się pewien galimatias, szukają ratunku gdzie i jak się da. Oczywiście, dokumentacja jest tutaj na ostatnim miejscu, zostając daleko w tyle za poradą innej doświadczonej osoby, czy wreszcie, jeżeli jest taka możliwość, poradą samych autorów oprogramowania, będących ostatnią instancją, ostatnią deską ratunku, czyli "help deskiem". Z tego też względu od pewnego czasu przestałem przykładać się do tworzenia instrukcji dla mojego oprogramowania, bo i tak dzwonili do mnie o radę, jakby się paliło, podczas gdy dokumentacja leżała w biurkach i żółkła z biegiem czasu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200