Skoszarowani

Właśnie wróciłem z pewnej największej konferencji informatycznej w Polsce. Do Warszawy zjechało co najmniej kilka tysięcy osób zawodowo zajmujących się tworzeniem aplikacji za pomocą narzędzi koncernu z Redmond.

Właśnie wróciłem z pewnej największej konferencji informatycznej w Polsce. Do Warszawy zjechało co najmniej kilka tysięcy osób zawodowo zajmujących się tworzeniem aplikacji za pomocą narzędzi koncernu z Redmond.

Zapewne z tak wielkiej imprezy Computerworld zamieści osobny raport, ja jednak chciałem już dziś podzielić się z Państwem dojmującym uczuciem, które towarzyszyło mi przez cały czas trwania konferencji. Uczuciem tym było pomieszanie zagubienia z przestraszeniem. Czułem się bowiem, jakbym nagle znalazł się w koszarach. I to bynajmniej nie z powodu rygoru, jaki narzucili organizatorzy (przynajmniej dzięki temu sesje zaczynały się w miarę punktualnie), ani z powodu - mówiąc oględnie - bardzo niewyszukanego posiłku (konferencja była bezpłatna, trudno więc mieć pretensje do Microsoftu). Czułem się jak w koszarach, dlatego że nagle znalazłem się w prawie wyłącznie męskim gronie. Wśród uczestników konferencji było - szacując na oko - nie więcej niż 1, może 2% kobiet.

Może być tak, że informatycy w spódnicach szczególnie niechętnie jeżdżą na konferencje. Myślę jednak, iż jest to po prostu powszechna proporcja w tym zawodzie. Jest to, oczywiście, zaskakujące. Ale przede wszystkim jest to niedobre. Świat informatyki wiele traci, że nie współtworzy go piękniejsza połowa ludzkości.

Warto dodać, że tak nikły odsetek kobiet wśród informatyków jest, niestety, polską specyfiką. W kontaktach z informatykami z innych krajów zawsze zaskakuje mnie, że gdzie indziej zajmowanie się komputerami nie jest uważane za ściśle męską domenę. Podczas studiów za granicą moim bezpośrednim przełożonym, a także opiekunem naukowym była pani profesor informatyki. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że nikt nie wywarł na mnie większego wpływu zawodowego niż ta osoba. Miałem też przyjemność pracować z absolwentkami informatyki i zachowałem z tej pracy wyłącznie dobre wspomnienia. Często pisują do mnie Czytelnicy, za co im serdecznie dziękuję, i - nie obrażajcie się Panowie! - na ogół to właśnie listy od pań są najciekawsze.

Głęboko wierzę także w tzw. kobiecą rękę w inżynierii systemów informatycznych. Zauważyłem, że informatycy płci brzydkiej mają tendencję do poświęcania uwagi wewnętrznym algorytmom i strukturom systemu, gdy tymczasem płeć piękna przykłada większą wagę do jego strony użytkowej. Potrafi doskonale zadbać o ergonomię produktu, zwrócić uwagę, czy odpowiada on rzeczywistym wymaganiom, a także zweryfikować jakość dokumentacji towarzyszącej systemowi. Zauważyłem też, że obecność kobiet w zespole informatyków harmonizuje i stabilizuje go, pozwalając skupić się na współpracy w rozwiązywaniu problemu, zamiast na rywalizacji między członkami zespołu.

Wiem, że moje słowa mogą brzmieć jak politycznie poprawna deklaracja kogoś, kto ma interes do załatwienia albo chce być w zgodzie z ogólnie panującymi trendami. Ale tak nie jest - nie dbam o trendy, a cenię kobiety w roli informatyków, opierając się wyłącznie na osobistych doświadczeniach. To, co mówię, mówię naprawdę szczerze. Gdy patrzę na tłum w konferencyjnych kuluarach, na spódnice i garsonki z rzadka przebłyskujące między garniturami i krawatami, myślę sobie, że na "koszarowym" charakterze informatyki wszyscy tracimy. Naprawdę dużo tracimy.

I na pocieszenie zostaje mi informacja od kolegi-studenta, że sytuacja na pierwszych latach studiów informatycznych się zmienia. Maturzystki, nie zrażone "tradycyjnie męskim" charakterem kierunków ścisłych i technicznych, wybierają zawód informatyka.

Trzymam za was kciuki, dziewczyny i mam nadzieję, że będę mógł z wami pracować.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200