Rodzicu, ogarnij się!

Czy wiesz, jakie pytanie najczęściej zadają mi rodzice podczas terapii?” – spytała mnie niedawno znajoma psychoterapeutka. Dowiedziałem się, że pytanie numer jeden od rodziców, którym wydaje się, że wiedzą, co dla dzieci jest najlepsze, brzmi: Co zrobić żeby dziecko nie używało komputera?

Odpowiadam wtedy, że może przy okazji oduczą je też używania światła albo spłuczki w toalecie. Przeważnie obrażają się na mnie, ale po dłuższej chwili przyznają mi rację. Dzięki temu czasem udaje mi się pomóc im zbudować więź opartą nie na genach, ale na wspólnocie zainteresowań.

Czekam na kampanię społeczną pod hasłem: „Nie ma jutra bez komputra”. Serio. Mam dość upupiania młodzieży, której zarzuca się, że nic innego nie robi tylko wgapia się w ekran. Wiem, że większość tzw. psychologicznego mainstreamu uważa, że im więcej kontaktów bezpośrednich, tym lepiej dla rozwoju i samopoczucia każdego z nas. Ale jakoś czuję, że to pułapka w myśleniu o przyszłości.

Zobacz również:

  • Powody dla których 16 GB RAMu powinno być standardem

Wyobraźmy sobie przeciętną rodzinę: rodzice zabiegani i zapracowani, dzieci w szkole lub na uczelni też zajęte. Bez smartfona nie ma szans na kontakt. Pokażcie mi rodziców, którzy sami pokazują swoim dzieciom co ciekawego znaleźli na fejsie albo na insta. Takich, którzy grają razem w gry na konsolach, samodzielnie tworzą memy Nie ma ich wiele?

Oto szczyt mojej listy powodów technologicznej głupoty większości rodziców.

Pierwszy: dzisiejsi rodzice nie rozumieją, o co chodzi w fascynacji ich dzieci komunikacją. Pamiętają swoje przygody z internetem sprzed dekady albo dwóch dekad i wydaje im się, że wszystko jest tak samo. Nie jest. Jest szybciej, ciekawiej, więcej, i przede wszystkim bardziej ludzko – dzisiejsze nastolatki przez technologiczne narzędzia widzą i czują więź z człowiekiem po drugiej stronie. Gdy piszą bloga, grają w sieciowe gry, tworzą muzykę i grafikę.

Drugi: dzisiejsi rodzice nie tylko nie potrafią obsługiwać współczesnych serwisów i aplikacji, ale w zasadzie to nie chcą. Bo trzeba pokazać coś z siebie, czasem coś dobrego, lepszego niż inni, a nie starcza na to kreatywności i odwagi. Bo trzeba poddać się weryfikacji innych.

Trzeci: bo nie obchodzi ich, co dzieje się w dzisiejszych – nawet konsumenckich – zastosowaniach nowoczesnych technologii, a dzieje się tak, że dech zapiera, gdy tylko się temu przyjrzeć. Oni są dumnymi techanalfabetami.

Czwarty: bo nie chcą uczestniczyć w życiu swoich dzieci. Bardzo łatwo obwieścić światu, że komputery, smartfony i konsole i wszystko, co się tam dzieje, to domena smarkaczy. Potem jeszcze łatwiej odreagować swoje braki w inteligencji społecznej zakazem korzystania z komputera za byle przewinienie. Tak, techanalfabeci lubią innym zakazywać korzystania z sieci. Kontrola to ulubiona czynność słabych psychicznie tyranów.

Piąty: w społeczności siła, a siła jest groźna. Przeciętny nastolatek ma dziś sieciową siatkę kilkuset znajomych, z których co najmniej kilka osób może pomóc w skrajnej sytuacji. Świadomość tego potencjału i że jest się poza nim rodzi taką frustrację i zazdrość, że wolą poświęcić potencjał społeczny swego dziecka, niż wejść w jego świat.

Na koniec mój apel do przestraszonych, zarozumiałych albo agresywnych rodziców, widzących w sieciowym świecie zło i przerażającą przyszłość. Odpuśćcie dzieciom i pozwólcie im korzystać ze wszystkiego, co nie jest nielegalne. Jeśli to jest słabe, to same zrezygnują. Jeśli to jest dobre, to będą doskonalić się w tym, co kręci innych. Wejdźcie w ich świat, nawet jeśli będziecie musieli przyznać, że go nie rozumiecie. W przeciwnym razie szybko obudzicie się na marginesie społecznego życia z Waszymi dziećmi. Nigdy nie jest za późno.

Rodzicu, ogarnij się!
W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200