Rewiry informatyki Myśleć nie kazali

Zastanawialiśmy się pewnego razu z kolegą informatykiem, czegóż to można uczyć się na studiach na kierunku bibliotekoznawstwa. Uczyć się czy też studiować przez cztery lata jak katalogować pozycje, opracowywać bibliografię - wydaje się procesem zbyt długim.

Zastanawialiśmy się pewnego razu z kolegą informatykiem, czegóż to można uczyć się na studiach na kierunku bibliotekoznawstwa. Uczyć się czy też studiować przez cztery lata jak katalogować pozycje, opracowywać bibliografię - wydaje się procesem zbyt długim.

Oczywiście, zasady te regulują pewne normy i pracownik biblioteki, zajmujący się tym odcinkiem prac, znać je powinien. Na niektórych uniwersytetach bibliotekarzy naucza się posługiwania językami wyszukiwawczymi przy wykorzystaniu techniki komputerowej, co w miarę wprawny użytkownik informatyki (dowolnego kierunku) pokonuje w ciągu kilkugodzinnego przeszkolenia. Konstrukcja tezaurusa nie jest także niczym szczególnym - trudniej natomiast stworzyć oprogramowanie nim zarządzające, ale to sprawa innego zawodu.

Dyskutując nad tymi kwestiami, nie bez uszczypliwości doszliśmy do konkluzji, że przedmiotem studiów jest prawdopodobnie zasada stawiania kropek, przecinków, średników i innych znaków na kartach katalogowych. Rzeczywiście uzgadnianie zasad formatowania tychże kart przy użyciu oprogramowania komputerowego może doprowadzić informatyka do nerwicy. Generalnie problem wydruków nie jest w środowisku programistów mile widziany, a druk kart katalogowych na podstawie zawartości bazy danych to horror. Kilka lat temu wykonywałem takie właśnie oprogramowanie, inteligentnie zastępujące pracę maszynopisania bibliotekarek. I co pozostało w mej pamięci, to nie technologia programowania, ale ustalanie zasad ze specjalistami od opracowania bibliograficznego. Gdy szablon wydruku był gotowy, zadaniem bibliotekarzy było sprawdzenie jego poprawności. Po każdej próbie padało stwierdzenie: tu brakuje kropki, a tam nawiasu. Po kolejnej poprawce okazywało się, że dodana kropka ma się pojawiać, owszem, ale nie zawsze - i tak przez kilka tygodni. Konia z rzędem temu, kto wydusi od bibliotekarza zwięzłe ustalenie zasad: co, kiedy i dlaczego.

Problem analizy zagadnienia i trudności w określeniu algorytmów postępowania nie są tylko i wyłącznie domeną bibliotek. Niemniej z powyższego wynika, że proces studiowania bibliotekoznawstwa pozbawiony jest jakichkolwiek zasad logicznego i koncepcyjnego oraz twórczego myślenia. No cóż - studia jakich wiele.

Kroplą, która przepełniła naczynie niewiary w ten kierunek, było pewne zdarzenie, w którym dane mi było uczestniczyć. Napisałem bowiem do jednej z większych w naszym kraju bibliotek uniwersyteckich prośbę o udostępnienie materiałów, dotyczących procesu doboru specjalizowanego systemu informatycznego. Wiedziałem, że opracowanie to zostało skrupulatnie przez ową instytucję przygotowane, jako dokumentacja przeprowadzonych tam działań. Odpowiedź, którą otrzymałem, stała na poziomie, jakiego można się spodziewać po przeczytaniu niniejszego felietonu. Oto ona: „Materiały te są zastrzeżone prawem autorskim biblioteki [...]” (tu wszystko w porządku), „najlepiej byłoby, gdyby pan osobiście przygotował i opracował sobie takie materiały”. W tym momencie nie miałem dalszych złudzeń.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200