Pusta pustynia

Dzięki postępom techniki w dwudziestym wieku nasz świat stał się mały. Podróż na drugi koniec kuli ziemskiej to tylko kilka godzin lotu samolotem. Oczywiście dotarcie do jakiegoś konkretnego punktu na mapie może zająć znacznie więcej czasu, szczególnie jeśli miejsce to pozbawione jest dróg dojazdowych. Wtedy nawet użycie pojazdów terenowych może nie przynieść efektów w postaci osiągnięcia celu. Ale ważna jest świadomość, że jakby co, to możemy być wszędzie. Oczywiście, z komputerami.

Dzięki postępom techniki w dwudziestym wieku nasz świat stał się mały. Podróż na drugi koniec kuli ziemskiej to tylko kilka godzin lotu samolotem. Oczywiście dotarcie do jakiegoś konkretnego punktu na mapie może zająć znacznie więcej czasu, szczególnie jeśli miejsce to pozbawione jest dróg dojazdowych. Wtedy nawet użycie pojazdów terenowych może nie przynieść efektów w postaci osiągnięcia celu. Ale ważna jest świadomość, że jakby co, to możemy być wszędzie. Oczywiście, z komputerami.

Telefon komórkowy oraz satelitarny spowodowały, że komputer na pustyni nie jest tylko notatnikiem albo maszyną do pisania, ale w dalszym ciągu może być częścią systemu przekazywania informacji. Samotność podróżnika, który dniami, a nawet miesiącami nie miał możliwości poinformowania czy w ogóle żyje, została zastąpiona natychmiastową potrzebą wykrzyczenia, że gdzieś dotarliśmy. Wysyłanie e-maili z Giewontu nie jest już żadną atrakcją, choć kilka lat temu sam fakt możliwości rozmowy telefonicznej z tego miejsca powodował, że każdy, kto wdrapał się pod krzyż, natychmiast wyciągał komórkę. To wtedy powstał dowcip o kuzynie z Ameryki, do którego zadzwonił świeżo upieczony posiadacz telefonu komórkowego z polskiej prowincji. Informacja, że dzwoni z komórki, spotkała się ze sceptycznym stwierdzeniem kuzyna: "No to wyjdź z niej, bo słabo słychać".

Jako oczywiste przyjmujemy, że dziennikarz nadaje reportaż z miejsca, o którym pisze. Zaczęło się od telewizji, gdzie wiadomości przekazane przez reportera będącego na miejscu akcji były jakby bardziej wiarygodne niż te odczytane przez lektora w studio. Szczególnie jeśli w tle widać było biegających strażaków, strzelających policjantów albo budynek firmy, która właśnie zbankrutowała. Dziś pojęcie specjalnego korespondenta pojawia się przy okazji każdego wydarzenia, które można przewidzieć: olimpiady, spotkania polityków, a nawet wojny. Jeśli tylko dziennikarze znajdą czynne gniazdka z prądem, to możemy być pewni, że otrzymamy relacje wprost z miejsca wydarzeń.

Ale nawet na pustyni, gdzie niewiele się dzieje i gdzie nie ma sieci elektrycznej, zasilanie z gniazda zapalniczki w samochodzie albo z baterii słonecznych pozwala kontynuować zalew informacji. Także ich odbieranie, bo aby ktoś produkował bajty informacji, ktoś musi je chętnie odbierać. Choć tak naprawdę cóż nas obchodzi pożar w Tokio, nawet jeśli zginęło w nim kilkadziesiąt osób, karambol na autostradzie we Francji albo kolejny skandal księgowy w wielkiej korporacji międzynarodowej, która nawet nie jest dobrze przypisana miejscu, bo biura ma wszędzie.

Powiedzmy sobie szczerze, że nic nas te sprawy nie obchodzą. Widać to dobrze na pustyni, gdy nie mamy satelitarnego telefonu komórkowego, komputera zasilanego z baterii słonecznych ani nawet radyjka tranzystorowego. Możemy spędzić dnie, a nawet tygodnie, bez ulubionych stron internetowych, e-maili od znajomych i pogaduszek z nieznajomymi na listach dyskusyjnych. Dopiero na pustyni dociera do nas świadomość nieważności większości informacji, którymi jesteśmy cały czas bombardowani. O czym mam nadzieję przekonać Państwa, pisząc ten felieton o niczym z pustyni parku narodowego Joshua Tree w południowej Kalifornii (http://www.nps.gov/jotr/ ). Fakt, że temperatura powietrza na słońcu wynosi dziś jakieś 390 C, być może częściowo tłumaczy miałkość mej informacji, bo w upale źle się myśli. Pustka jest wszędzie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200