Przyszła koza do woza

Tytuł dzisiejszego felietonu przyszedł mi do głowy, gdy tylko usłyszałem od Stanisława S. opowieść o jego niedoszłym kliencie. Zaraz jednak zacząłem zastanawiać się, dlaczego właściwie koza z przysłowia przychodzi do woza, do jakiego woza i co z tego przychodzenia miałoby dla kozy wynikać? Szybkie przeszukanie Internetu (przyszła koza do woza?) nic spec-jalnego nie ujawniło, poza dalszą częścią przysłowia w postaci "...bo cap powoził", co mnie jeszcze tym bardziej zaciekawiło. Ostatecznie dlaczego cap powożący wozem miałby być interesujący dla kozy?! Przecież niewątpliwie owa koza jest osobą doświadczoną przez życie, bo jednak wróciła do woza. Nie wiemy wprawdzie po co miała wrócić, ale jakiś powód pewnie miała.

Tytuł dzisiejszego felietonu przyszedł mi do głowy, gdy tylko usłyszałem od Stanisława S. opowieść o jego niedoszłym kliencie. Zaraz jednak zacząłem zastanawiać się, dlaczego właściwie koza z przysłowia przychodzi do woza, do jakiego woza i co z tego przychodzenia miałoby dla kozy wynikać? Szybkie przeszukanie Internetu (przyszła koza do woza?) nic specjalnego nie ujawniło, poza dalszą częścią przysłowia w postaci "...bo cap powoził", co mnie jeszcze tym bardziej zaciekawiło. Ostatecznie dlaczego cap powożący wozem miałby być interesujący dla kozy?! Przecież niewątpliwie owa koza jest osobą doświadczoną przez życie, bo jednak wróciła do woza. Nie wiemy wprawdzie po co miała wrócić, ale jakiś powód pewnie miała.

W przypadku Stanisława S., prowadzącego zakład kompleksowej obsługi komputerowej wydawców, powrót klienta nastąpił prawdopodobnie przez pomyłkę albo na skutek zapomnienia wydarzeń sprzed lat dziesięciu. Otóż na początku dekady lat 90. firma Stanisława S. o typowej dla tamtego okresu nazwie SiGMA instalowała systemy obsługi redakcji wielu przedsiębiorstwom z branży wydawniczej. Tak się złożyło, że poszczególne elementy instalacji były stosunkowo łatwo dostępne w postaci plików instalacyjnych, zaś numery seryjne w czasach przedinternetowych nie podlegały sprawdzaniu na sieci. Każdy cwaniak mógł je łatwo skopiować. Stanisław S. działalność prowadził głównie w stolicy, gdzie w tym czasie nowe czasopisma powstawały jak grzyby po deszczu. Roboty miał dosyć, nic więc dziwnego, że inni ludzie w jakimś momencie zorientowali się, iż zestaw instalacyjny można bez specjalnych kłopotów powielić - także na prowincji.

Nim właściciel firmy SiGMA połapał się w sytuacji, w kilku dużych miastach pojawiły się pisma łamane w jego systemie, zainstalowanym z wszystkimi bajerami, tyle tylko że kompletnie nielegalne, powiedziałbym złodziejskie. Niestety, liczne próby Stanisława S. skarżenia złodziei wprost do prokuratora, a także prywatne sprawy sądowe o kradzież jego oprogramowania na nic się zdały, bo w pionierskim okresie kapitalizmu podobno wszystko było dozwolone. W każdym razie nasze dzielne państwo pozwalało na wiele. Zniechęcony brakiem możliwości ochrony swej własności, Stanisław S. przerzucił się na inną działalność usługową w branży komputerowej i do dziś świetnie sobie radzi, zaś jego firma pod zmienioną już nazwą jest dobrze znana na specjalistycznym rynku wydawniczym.

Nic więc dziwnego, że do tej właśnie firmy zwrócili się pracownicy jednego ze złodziei starego systemu SiGMA z prośbą o wykonanie modyfikacji posiadanego oprogramowania zarządzania redakcją. Można sobie wyobrazić chwilową radość naszego bohatera, który oczywiście zacytował powiedzenie o kozie, nie wiedząc zresztą, podobnie jak i ja nie wiem, co też właściwie miałoby ono znaczyć. W tym przypadku koza okazała się wysoce dojna, potrzebowała bowiem usługi na wczoraj i była gotowa zapłacić duże pieniądze. A jednak Stanisław S. nie uległ podszeptom cynizmu i postanowił odmówić. Widać są jeszcze w Polsce ludzie, dla których uczciwość jest ważniejsza od kasy. Nie mogąc w żaden inny sposób ukarać pewnych siebie złodziei, wybrał zasadę nieprowadzenia z nimi byznesu. Jaka szkoda, że taka postawa jest wyjątkiem, a nie regułą. Choć może mylę się i niesprawiedliwie oceniam etos polskich komputerowców. Czy byliby Państwo gotowi robić interesy ze złodziejami Waszego oprogramowania?!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200