Postać normalna

Mój przyjaciel z lat studenckich Sławek, za namową którego podjąłem pierwszą pracę w informatyce, zwykł definiować trzy postaci normalne programu.

Mój przyjaciel z lat studenckich Sławek, za namową którego podjąłem pierwszą pracę w informatyce, zwykł definiować trzy postaci normalne programu.

Pierwsza - kompiluje się. Druga - uruchamia się i pozwala wykonać kilka podstawowych operacji. Trzecia - działa w pełni. Analogia do trzech postaci normalnych bazy danych jest oczywiście nieprzypadkowa i całkiem zamierzona.

Ową prostą skalę klasyfikacji zacząłem stosować w firmach i projektach software'owych trochę później. Z tym, że wykorzystywałem ją nie do charakteryzowania programów, a programistów. Kiedy człowiek mówi: "będę to miał gotowe jutro/za tydzień", starałem się dociec, co to znaczy: gotowe. I na podstawie krótkiej rozmowy oraz paru doświadczeń klasyfikowałem go do jednego z trzech typów: zależnie od postaci normalnej programu, którą uważał za "skończoną". Czasami tłumaczyłem mu perspektywę klienta i starałem się, aby zaczął myśleć kategoriami gotowego produktu, a nie skompilowanego modułu ("pierwsza normalna"). Ale znacznie częściej po prostu odpuszczałem i uwzględniałem specyfikę danego programisty w swoim harmonogramie.

Właściwie to niespecjalnie szanuję menedżerów projektów software'owych, którzy permanentnie dają się zaskakiwać niegotowymi produktami informatycznymi. Myślę, że brakuje im właśnie zrozumienia mentalności ludzi, którzy takie produkty tworzą. W felietonie "Dziewica z odzysku" (CW 25/2005) kwestionowałem istnienie "zarządzania w ogólności" i skuteczność menedżerów bez przygotowania kierunkowego w informatyce. To właśnie jedna z przyczyn, dla których sobie nie radzą - nie są w stanie zarządzać ludźmi, których wartości i języka nie rozumieją.

Zawsze przypomina mi się historia, o której opowiadała koleżanka ze studiów podyplomowych. Budowała dom, a jej mąż często wyjeżdżał, to ona musiała najczęściej dogadywać się z ekipami budowlańców, hydraulików, instalatorów itd. Tak długo nie mogli się zrozumieć, aż ktoś poradził jej, by w swoich wypowiedziach wstawiała regularnie znane polskie słowo na literę "k". Wiecie co - opowiadała nam później - Przez usta przeszło mi tylko "kurde", ale w zupełności wystarczyło. Od tego czasu się dogaduję z majstrami.

Otóż to, trzeba umieć z ludźmi rozmawiać. Tak z budowlańcami, jak i z informatykami. Kto potrafi prawidłowo zakwalifikować programistę do pierwszej, drugiej albo trzeciej grupy, będzie potrafił zinterpretować stwierdzenie "będę gotowy na wtorek" i odpowiednio zaplanować swój projekt.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200