Poczytaj mi mamo

Należę do pokolenia wychowanego na tygodniku ''Polityka''. Rodzina postanowiła zapewnić mi dalszy rozwój intelektualny za granicą i zaprenumerowała to pismo. Niestety, konfrontacja z rzeczywistością amerykańską obnaża ponurą prawdę: w szacownym organie ukazują się bałamutne bzdury. Co gorsze, redakcja wydaje się być zadowolona z siebie oraz swoich stron WWW i nie odpowiada na listy elektroniczne. Postanowiłem w CW napiętnować kilka piramidalnych głupstw z jednego tylko artykułu w jednym numerze ''Polityki''. Na więcej nie mam ani czasu, ani ochoty.

Należę do pokolenia wychowanego na tygodniku ''Polityka''. Rodzina postanowiła zapewnić mi dalszy rozwój intelektualny za granicą i zaprenumerowała to pismo. Niestety, konfrontacja z rzeczywistością amerykańską obnaża ponurą prawdę: w szacownym organie ukazują się bałamutne bzdury. Co gorsze, redakcja wydaje się być zadowolona z siebie oraz swoich stron WWW i nie odpowiada na listy elektroniczne. Postanowiłem w CW napiętnować kilka piramidalnych głupstw z jednego tylko artykułu w jednym numerze ''Polityki''. Na więcej nie mam ani czasu, ani ochoty.

12 kwietnia ("Polityka" 15/97) na stronach 38-39 Artur Górski snuje rozważania o Internecie, ilustrując je przykładami. Już pierwszy jest chybiony. Sekciarze z Heaven's Gate nie "wierzyli w nadprzyrodzoną moc nowego medium", byli zawodowymi projektantami stron WWW. Wierzyli w swego szefa. To on, nie zaś statek kosmiczny, nazywał się Ti, co po polsku należy tłumaczyć jako Si, bo to angielska nazwa 7 dźwięku gamy. Cała analogia Ti = technologia informatyczna jest zabawną pomyłką.

Podniecanie się hakerami, którzy "łamią kody bankowe niczym suche gałęzie", jest śmieszne w kontekście konkursu na włamanie się do serwera WWW (patrzhttp://hacke.infinit.se/resumeng.html ). Nikt się nie włamał. Podobnie jak do serwera KAWKA (felietony 13, 20 i 21).

Sprawa zamordowania Sharon R. Lopatka była opisana w jednym z pierwszych felietonów "Z Drugiej Strony" (można go przeczytać w sieci pod adresem http:www.apple.com.pl/kuba/archiwum/64.html) i nie jest to przykład niebezpiecznych związków internetowych. Czy jeśli morderca pisze listy na maszynie do pisania, to winny jest producent maszyny, producent papieru, listonosz czy też on sam?! Tym bardziej że sprawę wyjaśniono, korzystając z mechanizmów pozwalających na śledzenie obiegu informacji w Internecie.

Twierdzenie, że "nie tylko miłośnicy internetowej pornografii, ale również właściciele firm i korporacji mających swe darmowe reklamy na internetowych stronach" boją się cenzury, która "po pewnym czasie mogłaby drastycznie uregulować wszelkie sporne kwestie, w tym możliwość promocji podmiotów gospodarczych" przypomina teksty sprzed lat i to nie z "Polityki". Coś tam autor słyszał, ale zdaje się, że nigdy nie widział stron WWW z reklamami i pornografią ani nie wie, kto jest "właścicielem korporacji".

Ciągnie redaktor Górski miałkie rozważania przez bite dwie strony. Wszystko pod hasłem "Internet: nauczyciel, kaznodzieja, lubieżnik". Smutno się robi na duszy, szczególnie gdy pomyśleć, że w odróżnieniu od czytelników CW typowy prenumerator "Polityki" nie ma pewnie dostępu do Internetu. Musi więc uwierzyć na słowo. Ot choćby, że przez Internet "można zainfekować komputerowym wirusem sieć telekomunikacyjną nieprzyjaciela". A gdyby "dyktator... zapragnął salwować się ucieczką do jakiegoś spokojnego kraju... wirus wyczyściłby jego konto do ostatniego centa".

Czuję, że redaktor Górski pisywał w szkole wypracowania o tym, jak Kościuszko Krzyżaków pod Wiedniem pokonał. Jakże inaczej rozumieć stwierdzenie, że zagrożeniem dla "informatycznej społeczności jest nadużywanie Internetu dla celów propagandy religijnej"?!

Moja świętej pamięci babcia Teresa zwykła była mawiać: "Mniej czytaj, więcej patrz". Redaktorowi "Polityki" radziłbym więcej żeglować po sieci. Byle nie po stronie !http://www.polityka.pol.pl...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200