Pochwała niedostępności

Słyszałem w radio o ludziach, którzy w ciągu ostatnich 25 lat wyjechali z miasta w bieszczadzką głuszę.

To raczej nie wyrzutki społeczne kolonizujące „dziki wschód”, ale zmęczeni koniecznością obcowania z hałasem i dedlajnami spokojni ludzie, w ciszy i spokoju szukający ukojenia dla skołatanych nerwów. Warunki ciężkie: do sklepu z 10 kilometrów przez las i wzgórza, zimą nikt nie odśnieża, prąd bywa, gdy nie pada i nie wieje – i o to chodzi. O ile ma się końskie zdrowie, bo do lekarza można nie dotrzeć na czas, a karetka pod błotnistą górę może nie dojechać. Siłą rzeczy dostęp do internetu w tych warunkach też bywa efemeryczny.

Nie to, co u nas, w miastach, gdzie chwilowa przerwa w dostępie do sieci powoduje nerwice i panikę. Mieszkanie w mieście, pomimo korków, smogu i tłoku jest względnie wygodniejsze niż na wsi, a szczególnie niż w głuszy zabitej dechami. Cena, którą płacimy za tę wygodę, jest wysoka: stres, nerwy i brak snu. Od kilku lat do tej listy trzeba dodać alienację. Wraz z komunikacją mobilną staliśmy się zombie przyssanymi do smartfonów, przez które nadajemy i odbieramy bez przerwy.

Zobacz również:

  • YouTube będzie wymagać od twórców oznaczania filmów generowanych przez AI

To już nie jest kwestia dobrego wychowania, tylko uzależnienia. Nienowe zjawisko nasila się wraz z upowszechnianiem dostępu w przestrzeni publicznej.

Z komórek, czyli też z internetu, możemy korzystać prawie wszędzie. Warszawskie metro chwali się, że już niedługo zasięg komórkowy będzie na obu liniach bez przeszkód. Jak na rok 2016 to zaiste poważne osiągnięcie. Tymczasem w samolotach w USA komórki nie są już zabronione, podobnie zresztą będzie wkrótce w innych regionach świata. Zasięg jest coraz lepszy wzdłuż autostrad i torów kolejowych, więc teraz smartfonowi zombie będą mogli nigdy nie odklejać się od ekranów.

Możesz zagłuszać sygnał komórkowy specjalnymi urządzeniami, ale jeśli nie pracujesz w kontrwywiadzie, służbach specjalnych albo BOR, jest to zabronione.

A może warto zastanowić się, czy na pewno zasięg smartfonowy zawsze i wszędzie to dobrodziejstwo warte pochwały. Gdy go nie ma, wtedy cudownie pojawia się czas na bliskie relacje z rodziną, czytanie analogowych książek czy podziwianie krajobrazu. Czas na bycie człowiekiem. Chodzi też o to, żeby jedynymi strefami wolności od smartfonowych zombie nie były tylko kurczące się bieszczadzkie połoniny. Dlaczego piszę o tym w „Computerworldzie”, bastionie technologii i telekomunikacji? Bo to właśnie tu takie rewolucyjne pomysły na sensowny świat bez cyfrowych uzależnień mają szansę na przeżycie. W końcu jesteśmy wszyscy – piszący i czytający CW – uzależnieni najdłużej.

Pochwała niedostępności
W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200