Oktobertest

Dwudziestego piątego października br. Microsoft oficjalnie ogłosił premierę Windows XP. Firma reklamuje nowy produkt jako przełomowy, a premierę jako "najważniejszą w historii premierę produktu", ale trudno oprzeć się wrażeniu, że gigantowi z Redmond w gruncie rzeczy mało zależy na efekcie.

Dwudziestego piątego października br. Microsoft oficjalnie ogłosił premierę Windows XP. Firma reklamuje nowy produkt jako przełomowy, a premierę jako "najważniejszą w historii premierę produktu", ale trudno oprzeć się wrażeniu, że gigantowi z Redmond w gruncie rzeczy mało zależy na efekcie.

Kiedy do sklepów dostarczano Windows 95 - produkt rzeczywiście przełomowy dla Microsoftu - mieliśmy wielki rozmach promocji, kolejki przed sklepami i teledysk uroczej Edie Brickell na płycie. A teraz - prawie nic.

Parę dni później w dziale "ciekawostki" agencje doniosły o różnych drobiazgach z historii powstawania Windows XP, np. że w tym czasie zjedzono 3 tony makaronu, wypito 90 tys. kaw, a samych tylko hamburgerów w McDonaldŐs zjedzono za 2 mln USD - jak, nie przymierzając, na jakiejś informatycznej Oktoberfest. Wśród tych nieistotnych szczegółów znalazły się także dwa, które zapewne dla agencji były równie zabawne, ale dla krytycznie patrzącego informatyka są symptomatyczne. Otóż, w zespole Windows XP na jednego programistę przypadało 1,4 testera, a spotkania poświęcone błędom w systemie trwały łącznie czterdzieści tysięcy godzin roboczych. Dodajmy jeszcze do tego fakt, o którym agencje nie informowały: Windows XP jest pierwszym systemem Microsoftu, który ukazuje się bez wielomiesięcznego poślizgu czasowego w stosunku do pierwszej zapowiadanej daty premiery.

Od roku 1991 współpracuję z firmami, w których produkuje się oprogramowanie. W dwóch pracowałem na etacie, z kilkoma współpracowałem czasowo, głównie prowadząc szkolenia z tego i owego. Pracowałem też nad wieloma produktami rynkowymi i choć żadnego z nich nie można nawet porównać stopniem złożoności z Windows XP, to nigdzie nie widziałem takiej proporcji. W najlepszej z nich testowaniem programów zajmowało się zaledwie kilka osób na kilkunastu programistów. W najgorszej - nie było ani jednej osoby odpowiedzialnej za zapewnienie jakości. Gdy pomyślę sobie, że miałbym powiedzieć jakiejś polskiej firmie informatycznej, że na jednego informatyka należy zatrudnić... no, powiedzmy, jednego testera, to myślę, w najlepszym przypadku moi zleceniodawcy wybuchliby śmiechem i popukali się w czoło. A może nawet mógłbym się pożegnać z honorarium za szkolenie.

Najciekawsze, że pojęcie "tester" jest - jak sądzę - inaczej rozumiane w Microsofcie, a inaczej nad Wisłą. U nas określenie to oznacza osobę o niskich kwa-lifikacjach, całe dnie klepiącą po klawiszach ze zręcznością małpy, po to żeby na koniec powiedzieć tryumfalnie: "Patrzcie! sypnęło się!". Tymczasem stworzenie dobrego planu testów, spojrzenie na program od strony użytkownika, przygotowanie scenariuszy, a także zarządzanie raportami błędów i zaprojektowanie "propagacji" informacji o usterkach wewnątrz sporego zespołu to zagadnienie dość niebanalne. Mówiąc mniej oględnie, to piekielnie trudne zagadnienie i nic dziwnego, że dobry tester może zarobić tyle samo, co dobry programista. Polecam książkę Steve McConnell'a Code Complete, rozdział Quality Improvement, gdzie można znaleźć sporo informacji o dobrym planowaniu testów oprogramowania.

Na koniec warto dodać, że w czasie trwania projektu pracownikom zespołu Windows XP urodziło się 452 dzieci. Jak widać, program stworzono bez przesadnych nadgodzin. I te pół tysiąca małych "mikrosofciątek" to jeszcze jedna istotna informacja o dobrej jakości zarządzania. Myślę więc, że choć nowy system operacyjny nie jest może nowatorskim osiągnięciem technologicznym, to jest efektem doskonale zarządzanego projektu informatycznego.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200