Odjazd z Bazylei

Nigdy nie byłoby tej sprawy, gdyby nie informatyka. Nie znaczy to, że próbowała ona na coś wpływać, coś zmieniać czy też tworzyć jakąś rzeczywistość. Nic z tego, ona, zwyczajnie i po prostu sobie była i - jak to ona - tyle burzliwie, co chaotycznie się rozwijała. Jednym ze skutków rzeczonego rozwoju był spadek cen sprzętu i działających na nim programów, chociaż niekoniecznie już usług z tej branży.

A skoro ceny spadały, to opłacało się angażować tę informatykę tam, gdzie jeszcze chwilę wcześniej byłoby to nieopłacalne. No, i jeszcze zbiegło się to z czasem, kiedy to informatyka coraz śmielej i pewniej poczynała sobie w dziedzinie nazwanej hurtowniami danych.

Po drugiej stronie były banki, a właściwie - cały światowy system bankowy, rozglądający się za rozwiązaniem, które pozwoliłoby mu na odejście od swoistej urawniłowki w traktowaniu poszczególnych banków przez nadzór bankowy. Konkretnie - chodziło o wysokość rezerw, czyli środków, które banki muszą odkładać w bankach centralnych poszczególnych państw, na wypadek nie całkiem dobrego obrotu spraw. Upraszczając nieco - wysokość ta była wtedy proporcjonalna do wartości udzielonych przez dany bank kredytów. Bez wpływu na nią natomiast było to, jak dany bank się prowadził, czyli na jak wysokie ryzyko godził się w swym działaniu.

Po nowemu miało zaś być tak, że bank dobrze się prowadzący zostanie za to nagrodzony odpowiednio niższym poziomem wspomnianej rezerwy, przez co zostanie mu trochę więcej na dodatkową działalność, np. kredytową. I odwrotnie - banki ryzykanckie miałyby utrzymywać wyższe rezerwy, a przez to mieć mniej na działalność bieżącą.

Co więcej, rachunek z tym związany miał obejmować nie tylko "klasyczne" ryzyka bankowe, takie jak ryzyko kredytowe, ale również ryzyka stwarzane przez otoczenie, w jakim działał konkretny bank. A wszystko to miało się odbywać pod czujnym okiem nadzoru bankowego.

I to nadzory okazały się pierwszymi poległymi w tych zmaganiach, bo - bodaj pierwszy raz w swej historii - w takiej skali zaczęły zlecać czynności kontrolne specjalistycznym firmom zewnętrznym. Ponieważ praktyka taka stopniowa przeniosła się i na niektóre inne dziedziny poddawane kontroli w bankach, trudno ocenić czy to ogólniejsza, trwała zmiana modelu kontroli, czy też nadzory doszły do wniosku, że nie poradzą sobie z zawiłościami aparatu informatycznego i matematycznego, koniecznego w szacowaniu skutków finansowych tych rozmaitych ryzyk.

Wszystkie te działania, usankcjonowane tzw. Drugą Umową Bazylejską, miały naprawiać i usprawniać, skłaniać do pomniejszania ryzyka i zwiększać stabilność tak poszczególnych banków jak i całego systemu finansowego. W skali świata wydano na to bardzo, bardzo wielkie pieniądze, a co się potem stało, wszyscy wiedzą i ciągle jeszcze widzą...

Gdzie więc był ten cały aparat informatyczny? Czy to on, miast przynieść tak wiele dobrego, obrócił się we własną karykaturę?

Prędzej popadnę w schizofrenię, niż rozstrzygnę ten dylemat. Jako informatyk wiem, że często najpierw karmi się informatykę odpowiednio zmanipulowanymi danymi, a potem, całkiem serio i pod jej sztandarem, powołuje się na to, co z tego wyszło. Patrząc szerzej jednak - jako przedstawiciel branży finansowej wiem też, że i informatyka nie zawsze jest wolna od obietnic na wyrost, z których nie potrafi potem się wywiązać czy - też bywa - chociażby wyplątać.

W tym przypadku, jednak, nigdy nie byłoby tej sprawy, gdyby nie informatyka. Co nie znaczy, że próbowała tu ona na coś wpływać, coś zmieniać czy też tworzyć jakąś rzeczywistość. Nic z tego, ona jak zawsze, zwyczajnie i po prostu - została wybrana.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200