OLE OLE

Siła magiczna

Siła magiczna

Późne lata 60. i 70. to były czasy. Wystarczyło choć raz przejść się obok dużej szafy z mrugającymi światłami i automatycznie otrzymywało się pasowanie na informatyka. Sam tak zaczynałem, więc wiem.

Wyjątkowość tamtych czasów polegała także na tym, że informatyka była przez pewien czas traktowana jako panaceum na znane bolączki przodującego ustroju. W zasadzie sprawy teoretyczne zostały w nim - jak wiadomo - jako tako rozwiązane. Trzeba było jedynie, aby praktyka dorównywała teorii i problem z głowy. Komputer miał uskrzydlić praktykę, zwielokrotnić moc i kompetencję przodujących struktur. Gdzie toto poszybowało, już wiemy. Ponadto, ówczesne mastodontowate mainframe'y, ze swoim centralnym sterowaniem, potwierdzały, że centralizm jest kwintesencją myśli i dorobku ludzkości nie tylko w życiu społecznym, ale także w zaawansowanej technice. Gratkę zwąchali natychmiast "specjaliści od wirtualnego postępu w ramach ustalonego porządku" i komputerowa karuzela obietnic zaczęła się kręcić coraz szybciej.

Czego to wtedy nie wymyślono. Nawet barakowozy z komputerami miały jeździć po Polsce i latać, to co się pruło na rozlicznych frontach - od inwestycyjnego poczynając, a na koordynacji dostaw sznurka w kampanii żniwnej kończąc. Wszystko to szybko wzięło w łeb, bo musiało, ale niejako przy okazji, na fali entuzjazmu i komedii omyłek, powstało kilka rodzimych rozwiązań, całkiem niezłych jak na tamte czasy, z całkiem udanym oprogramowaniem (przykładowo: seria maszyn ZAM Instytutu Maszyn Matematycznych, konstrukcje Karpińskiego). Pojawiła się licencyjna Odra. Poza tym kupiono trochę zachodniego sprzętu i dzięki temu powstała infrastruktura, na której wyszkoliła się zupełnie pokaźna grupa zawodowych informatyków. Nie sądzę, aby ówczesne zastosowania miały głębszy sens, ale zapewne były całkiem dobrym poligonem ćwiczeń. Jeśliby szukać grupy zawodowej, która całkiem udanie radzi sobie w świecie, to informatycy zapewne wiodą tutaj prym.

Ówczesne mainframe'y wymagały rozlicznych służb i to będących pod ręką i w pełnej dyspozycji. Jedynym zewnętrznym dostawcą wiedzy i mądrości był najczęściej producent sprzętu, dostarczający także oprogramowanie i to wyłącznie tego podstawowe. Oprogramowanie aplikacyjne powstawało z reguły u użytkownika. Stawał się on tym samym zakładnikiem własnych służb informatycznych. Wystarczyło popełnić kilka linii kodu w newralgicznych punktach systemu informatycznego, aby zostać nienaruszalną opoką działalności firmy. Spotkałem wielu takich nienaruszalnych z wiedzą z lat 70. Lata 80. i późniejsze, z nowym podejściem do informatyki, odstawiły ich na boczny tor.

Dzisiaj w modzie jest redukowanie służb informatycznych do minimum. Rozwój i utrzymanie systemów informatycznych kupuje się od wyspecjalizowanych dostawców. Najczęściej zresztą korzysta się z gotowych rozwiązań. Dzisiejsza filozofia ekosystemu informatycznego wymaga, aby aplikacja była funkcjonalna, skalowalna i otwarta. I tylko takie mają szansę na rynku. Czasy obecne są równie szalone, a specjaliści od wirtualnej rzeczywistości w jeszcze większej cenie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200