Normalność zabija innowację

Premiera iPhone’a 5s i 5c miała raczej chłodne przyjęcie. Analitycy jeszcze kilka lat temu piali z zachwytu nad nową wersją telefonu, choć funkcjonalności nie były bogatsze, zaś cena była sporo wyższa.

Ci sami ludzie dzisiaj piszą sceptyczne artykuły. Dosłownie nic im się nie podoba: „tanie” iPhone’y wcale nie są tanie, aparat robi coraz gorsze zdjęcia, nowych funkcji praktycznie nie ma, a dopłacanie po 100 USD za 32 dodatkowe gigabajty pamięci (które normalnie kosztują ok. 20 USD) uznawane jest za kpinę z użytkowników. Ale choć recenzenci zarówno fachowych, jak i popularnych portali coraz śmielej sugerują, że klientów robi się w balona, ci nadal składają rekordowe zamówienia.

Każde imperium ma okres wzrostu i rozkwitu, potem wpada w stagnację, by na końcu stopniowo gasnąć i wreszcie upaść. Wygląda na to, że Apple kończy drugą i zaczyna trzecią fazę. Powoli staje się po prostu jedną z wielu korporacji rywalizujących o serca klientów przede wszystkim za pomocą marki i jej umiejętnego pozycjonowania. Bez Jobsa, umieszczony pod presją analityków giełdowych i regularnych dywidend, staje się po prostu normalny. Moim zdaniem to koniec innowacji spod znaku nadgryzionego jabłuszka.

Bardzo nieliczne duże firmy są w stanie skutecznie tworzyć coś naprawdę nowego. To poniekąd naturalne – aby opanować chaos, który wkrada się przy osiągnięciu pewnej skali działania, potrzeba struktur, hierarchii i procedur działania. Te same czynniki, które stabilizują działanie dużego przedsiębiorstwa, jednocześnie zabijają innowacyjność. Ścisła kontrola budżetów nie pozwala na nieprzewidziane inwestycje, rozbudowane ścieżki decyzyjne zabijają skłonność do podejmowania ryzyka i robienia eksperymentów – niezbędne czynniki rozwoju. Nieliczne wielkie przedsiębiorstwa, które z innowacyjnością radzą sobie, świadomie eliminują te bariery i naśladują sposób działania małych przedsiębiorstw.

Tę prawdę zrozumiała NASA i zamiast samodzielnie tworzyć technologie rakietowe, ogłosiła konkurs, w którym może wziąć udział każdy. Dwie komercyjne rakiety są już dostępne, kilkanaście projektów weszło w fazę testów. Ale najciekawszy jest fakt, że część z nich powstaje amatorsko i crowdsourcingowo, np. dziewięciometrowa, półtoratonowa Tycho Brache, którą grupa Duńczyków wystrzeliła z platformy pływającej po Bałtyku na wysokość 3 km w maju tego roku.

Jaki z tego morał? Ano taki, że każdy może skonstruować dzisiaj przełomową innowację, która rzuci na kolana giganta. Może zostanie miliarderem, jak Steve Jobs, a może nie. Ale na pewno będzie się dobrze bawił i realizował swoje marzenia – a to jest warte więcej niż największe pieniądze.

Normalność zabija innowację
W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200