No to zaczynamy

Gdyby autor słynnych dzienników rozpoczynających się od słów: ''Poniedziałek. Ja. Wtorek. Ja. Środa. Ja. Czwartek. Ja'' był informatykiem, to nic by się mu w informatyce nie udało.

Gdyby autor słynnych dzienników rozpoczynających się od słów: ''Poniedziałek. Ja. Wtorek. Ja. Środa. Ja. Czwartek. Ja'' był informatykiem, to nic by się mu w informatyce nie udało.

Inaczej. W ogólnopolskim dzienniku przeczytałem: "Elektroniczny handel, zwłaszcza międzynarodowy, wymaga zbliżenia norm i standardów. Nie ma w nich miejsca na dyskryminację i protekcjonizm. Potrzebna jest zgoda co do pryncypiów, szanujących jednak różnorodność poglądów oraz wartości narodowe i regionalne". Nic z tego nie rozumiem, trudno więc, abym na ten temat pisał. Autor jest profesorem, co każe zwrócić uwagę, iż nawet profesor powinien przeczytać, co wcześniej napisał.

Może jednak tak: skoro są kobiety, które lepiej prowadzą samochód niż mężczyźni, to musi się zdarzać tak, że są kobiety, które lepiej znają się na informatyce od mężczyzn. Dalej drogą tego rozumowania może nie idźmy, bo zejść możemy na manowce.

A właśnie. Była przecież Rada ds. Informatyki przy Premierze RP. Premiera widuję w prasie i telewizji, ale Rady nie. Samorozwiązała się Rada czy rozwiązano Radę? Zresztą kogo interesuje Rada ds. Informatyki, skoro Rady nie ma. Dajmy Radzie spokój.

Kto w środowisku informatycznym nie chciałby być piękny i bogaty? No kto? Może jaśniej: kto w środowisku informatycznym chciałby być piękny i bogaty? No proszę, wszyscy podnoszą ręce. I tu ciekawostka. Napisał ostatnio Janusz Głowacki (dramaturg, pisarz, żyjący pod amerykańskim niebem) o historii swego ostatniego scenariusza. Szukając odtwórczyni głównej roli, udali się z reżyserem do jednej z amerykańskich top-modelek, "robiącej w Nowym Jorku zawrotną karierę i zarabiającej sto tysięcy dolarów tygodniowo". W przeddzień spotkania Głowacki miał przeczytać artykuł na jej temat w New York Timesie "pełen zachwytu dla jej wiedzy i inteligencji". "Przyszła otoczona sztabem agentów i menedżerów. Była o głowę wyższa ode mnie i bardzo piękna. Powiedziała, że jeden z agentów odczytał jej scenariusz, rola się jej spodobała i chętnie zagra, bo lubi kino. (...) Po jej wyjściu menedżer bardzo zadowolony ze spotkania zastrzegł się, że jego klientka może się trochę wolno uczyć dialogów, bo nie umie czytać. Ze zrozumieniem pokiwaliśmy głowami. No, bo rzeczywiście jeszcze kilkadziesiąt lat temu, żeby mieć dostęp do kultury, trzeba było jednak wziąć tę przeszkodę. Teraz w związku z olbrzymim skokiem cywilizacyjnym, trzeba się tylko nauczyć wcisnąć odpowiedni klawisz". Trudno komentować, poza tym, że z tym pięknem i bogactwem to nie jest wcale taka prosta sprawa. Najprawdopodobniej, żeby być pięknym trzeba być pięknym, a żeby być bogatym trzeba być bogatym. Ale żeby nie trzeba było umieć czytać, żeby być pięknym i bogatym, tego nie wiedziałem i naiwny byłem. Ciekawe jeszcze, jaki klawisz miał na myśli Głowacki? Czyżby jeden z tych?

Zacznijmy jeszcze raz. Jaki diabeł podkusił mnie do gry w piłkę nożną. Ledwo siedzę. A tu informatycy na nartach jeżdżą i to z Kasprowego. Pełen podziwu dla nich jestem, całkiem serio, i sport popieram bardziej niż informatykę. Są oczywiście pewne znaki zapytania w sporcie, ale postawili je intelektualiści, pytając, jaki jest sens latami pocić się na treningach, aby potem przebiec sto metrów z szybkością ratlerka średniego wzrostu. Dziś znamy odpowiedź na to pytanie: ten sens wyznacza doping finansowy. A informatycy jeździli za darmo. Gratu- lacje dla zwycięzców. Więcej napiszę po przyszłorocznych mistrzostwach, na których - mam nadzieję - będę już mógł być obecny (jako kibic, to zrozumiałe).

Jeszcze jednego podejścia spróbuję, aby jakoś zacząć. Marzy mi się opisanie projektu informatycznego w konwencji Pulp Fiction Quentina Tarantino. I żeby między zdaniami słychać było "Girl, you'll be a woman soon". To byłoby dopiero studium przypadku. I żeby szefem projektu był Bruce Willis.

No to zaczynamy... tę informatyzację?

Wojciech Raducha

PS

Niektórzy mówią, że żartuję sobie w felietonach, że się wygłupiam. To nie jest prawda. Mylą się niektórzy. Proszę przeczytać jeszcze raz od początku. Czy to są żarty, czy to są wygłupy? Cichutko, szeptem, na ucho, żeby nie usłyszeli niektórzy, powiem, że rzeczywiście trochę żartuję. Dlatego, bo niektórzy są tacy okropnie poważni.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200