Na warsztacie

Kilku wiernych Czytelników zwróciło się do mnie z nieśmiałą prośbą o ujawnienie tajemnic kuchni autorskiej. Wiecie Państwo, że nie mam nic do ukrycia, nawet przyznałem się do współpracy*, więc postanowiłem z okazji rozpoczęcia kolejnego roku pisania (to już trzynasty, gdyż zadebiutowałem na łamach CW wiosną 1995) odsłonić kulisy technologii oraz procesu tworzenia.

Kilku wiernych Czytelników zwróciło się do mnie z nieśmiałą prośbą o ujawnienie tajemnic kuchni autorskiej. Wiecie Państwo, że nie mam nic do ukrycia, nawet przyznałem się do współpracy*, więc postanowiłem z okazji rozpoczęcia kolejnego roku pisania (to już trzynasty, gdyż zadebiutowałem na łamach CW wiosną 1995) odsłonić kulisy technologii oraz procesu tworzenia.

Zacznijmy od technologii. Przez lata pisywałem pod Mac OS 8, a potem 9, które miały inne kodowanie polskich liter niż platforma Windows używana w wydawnictwie. Tak więc każdorazowo po napisaniu felietonu musiałem kodować plik tekstowy dla redakcji. Dużo było przy tym pomyłek, szczególnie w literach spoza polskiej strony kodowej (np. akcenty francuskie). Wraz z pojawieniem się Mac OS X oraz przejściem Windows na kodowanie UNICODE problem polskich znaków przestał istnieć - piszę felietony w programie MS Word i wysyłam pliki .DOC, które bez poprawek idą na szpalty. Niestety, cykl obróbki redakcyjnej i tak usuwa np. wspomniane powyżej znaki francuskie albo hebrajskie (też były w robocie**). W przypadku publikacji elektronicznej zwykle interweniuję, prosząc o korektę. Co się dzieje w druku, nie wiem, bo od lat nie oglądam papierowych numerów CW ze względu na opóźnienia w dostawach.

Piszę w foncie ZurichEU, który kiedyś zlokalizowałem (cała rodzina dostępna za darmo ze strony dystrybutora***), w wielkości 12 punktów, ze 150% powiększeniem obrazu, bo oczy mam stare i nawet z okularami słabo widzą. Używam od 10 lat sześciocalowej szerokości szpalty na papierze Letter, czyli wielkości amerykańskiej i staram się tak wypełnić linijki, aby prawy margines (nie mam ustawionego justowania) był w miarę równy. Jest to oczywiście bez sensu, bo w żaden sposób nie przekłada się na widok tekstu na szpaltach i w portalu. Mnie dostarcza zadowolenia estetycznego - lubię uporządkowany świat. Gdy wstawiałem długi odnośnik do jakiejś strony, to cierpiałem. Teraz wstawiam na końcu tekstu i mam nadzieję, że tym prostym rozwiązaniem zadowolę także życzenia Czytelników, aby teksty były bardziej czytelne.

Przez 12 lat powyżej tytułu dodawałem tzw. nadtytuł, ale pod koniec 2006 przestałem, bo redakcja nie umieszczała ich w portalu, co zapewne świadczy o znikomej potrzebie staroświeckich wygibasów. Brak dwu linijek u góry tekstu spowodował, że przyzwyczajony do mierzenia objętości na oko zacząłem pisać trochę dłuższe felietony. W dalszym ciągu mają one pięć akapitów oraz czasami dodatkową linijkę z podsumowaniem. Piszę z wyprzedzeniem co najmniej 4 tygodni, bo lubię mieć spokój, gdyby wydarzyło się coś nagłego. Nigdy jednak nie opuściłem żadnego nakazanego mi terminu publikacji.

Jeśli chodzi o tematy, to mam ich dosyć nie wiadomo skąd; jak ludzie rodzą się same i niektóre potem znikają jak sen jaki złoty. Nie piszę dla kasy, choć cenię comiesięczne honoraria. Uważam, że praca powinna być wynagradzana. Nie jestem frustratem, jak to sugerowali czasami Czytelnicy w komentarzach. Nie ujawniam wszystkiego co wiem na temat (dobra zasada wykładowców, aby mówić 5% tego co się wie) i staram się mieć dobrą zabawę. Zupełnie odwrotnie niż pewien docent, który uważał, że każda praca powinna być robiona śmiertelnie poważnie. Dla mnie życie jest zbyt poważne, abym jeszcze miał siebie oraz innych zanudzać.

Nie wiem, skąd biorą się słowa, które potem pojawiają się na łamach oraz w portalu.

https://www.computerworld.pl/artykuly/artykul.asp?id=14604

https://www.computerworld.pl/artykuly/artykul.asp?id=51034

http://www.telefont.pl/uwagi.html

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200