Na Marsie czy na Ziemi

Twarze naukowców z NASA były w ostatnich dniach bardziej czerwone niż powierzchnia czerwonej planety. Drugie z rzędu niepowodzenie w lądowaniu sondy na Marsie, choć ogromnie skomplikowane, nie nastraja radośnie.

Twarze naukowców z NASA były w ostatnich dniach bardziej czerwone niż powierzchnia czerwonej planety. Drugie z rzędu niepowodzenie w lądowaniu sondy na Marsie, choć ogromnie skomplikowane, nie nastraja radośnie.

Jest ciągle nadzieja, że ziemski wysłannik da oznaki życia, ale oby znów nie okazało się, że naukowcy coś pomylili, jak miało to miejsce we wrześniu, gdy sonda Climate Orbiter przekonała się, jak twardy jest Mars, ponieważ jej opiekunowie pomylili jednostki, w których liczy się siłę ciągu silników (niutony z funtami). A może Polar Lander pośliznął się przy lądowaniu, bo wylądował na lodzie, którego poleciał szukać na Marsie? Na Ziemi jest trochę lodu, na którym całkiem nieźle da się kręcić piruety, nawet w Warszawie są takie miejsca, dziś np. na torze na Stegnach lód był idealny niemal, ale wczoraj zakończyły się tu zawody w ramach Pucharu Świata i nie tylko o klasę lodu zadbano, ale nawet asfalt na drodze dojazdowej do lodu nowy położono. Po co więc lecieć na Marsa w poszukiwaniu lodu, kiedy lodu i u nas pod dostatkiem - można by żartobliwie zapytać albo całkiem poważnie zapytać.

Żartobliwie, bo przecież poszukiwanie lodu to arcyciekawy program naukowy, poszukiwanie rozwiązania zagadek, które inne zagadki rozwiążą. A ile przy tej okazji lodowej wyprawy nowych konstrukcji powstanie, rozwiązań, materiałów, które już niedługo - mam nadzieję - znajdą zastosowanie w moim samochodzie, o ironio: abym ja w nim bardziej udanie lądował (czego mam zamiar jednak nie testować).

Nie brak jednak poważnych głosów, że projekt wysyłania sondy na Marsa realizowany jest nie z całkowitym poszanowaniem kunsztu realizowania projektów. Najpierw bowiem określić wypada cel, a cel ten właśnie w tym przypadku jest dla wielu nie celem, bo co to za cel, twierdzą przeciwnicy organizowania wypraw na Marsa, który polegać ma na znalezieniu tam lodu czy wody, gdy tyle ziemskich problemów mamy i pieniądze na inne cele dałoby się także spożytkować.

Trudno rozsądzić, które zdanie jest słuszne, bo słuszne jest i jedno, i drugie, ale to pierwsze byłoby jeszcze bardziej słuszne, gdyby Polar Lander się nie pośliznął i to na dodatek na znalezionym przez siebie lodzie.

Przy okazji tego niefortunnego lądowania ponownie mocy nabrały koncepcje zasiedlenia Marsa. Jak można przeczytać, plan ten miał być wyzwaniem dla ludzkości na całe następne tysiąclecie. Droga jest rzeczywiście długa - sam lot w jedną stronę trwa kilka miesięcy. Najpierw miałoby powstać małe osiedle, do którego rotacyjnie docieraliby kolejni Ziemianie, mający za zadanie przygotowanie tej niedostępnej dziś planety do zamieszkania przez kolejnych itd., itd. Są małe przeszkody, jak np. znacznie mniejsze przyciąganie niż na Ziemi, co powoduje jak wiadomo zanik tak zadbanych przez nas tu i teraz mięśni. Ale tysiąc lat...

Zastanawia przy tym jednak pewna rzecz. Porywamy się na Marsa, a nie możemy sobie poradzić z wydawałoby się banalniejszymi przedsięwzięciami czysto ziemskimi. Jak chociażby informatyczne projekty. A może tak już zostanie? Przekonani, iż w tej dziedzinie nie da się nic zrobić ponad to, co zrobiono, porywamy się na Marsa chociażby z nadzieją, że może tam będzie wreszcie to upragnione szczęście? Może to by się zgadzało? Popsuliśmy jedno i po co sprzątać, skoro można postawić nowe, szczytne, jakże ważne, cele. To by się chyba zgadzało nie tylko w marsjańskiej perspektywie, ziemskiej również.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200