Miłość w czasach Internetu

Na intelektualnych salonach jest moda na rozprawianie o współczesności w tonacji lamentu. Właściwie jeśli cokolwiek dziś nie przeżywa kryzysu, to jest to słowo ''kryzys''.

Na intelektualnych salonach jest moda na rozprawianie o współczesności w tonacji lamentu. Właściwie jeśli cokolwiek dziś nie przeżywa kryzysu, to jest to słowo ''kryzys''.

Aby być uznanym za człowieka mąd-rego, przenikliwego, aby być w intelektualnym towarzystwie kimś, trzeba narzekać. Myślicielowi naszych czasów nie przystoi wyrażanie opinii, że będzie lepiej. Pozostaje jeszcze ustalenie, dlaczego ta zepsuta współczesność trzyma się jeszcze kupy, bo przecież dawno powinna była się zawalić. Znamienne jest też, że współcześni myśliciele kryzysolodzy - czyli my - rozprawiamy o nim w eleganckich domach, które właśnie zbudowaliśmy, w otoczeniu wystawnych mebli poustawianych w dobrze ogrzanych pomieszczeniach, siedząc przed telewizorem, popijając drinki, spoglądając przez hermetyczne okna na eleganckie samochody itd., słowem w otoczeniu, o którym przed nastaniem tego ohydnego kryzysu nawet nikt nie marzył. Warto jednak dodać, że moda na kryzys trwa od wieków, a w naszej kulturze towarzyszy jej marzenie o złotym wieku, bodaj od czasów Hezjoda. Jesteśmy ludźmi niezadowolonymi z aktualnego stanu rzeczy. Żyjemy z przekonaniem, że to, co mamy, nie wystarcza do tego, abyśmy byli szczęśliwi.

I w takim momencie na intelektualne salony zawitał Internet. To, że jest to Internet, jest czystym przypadkiem. Jest jednak faktem, iż Internet w naszych dyskusjach zaczął stanowić przeciwwagę dla biadolenia na otaczający nas świat. W zasadzie, gdy słucham opinii na temat tegoż zjawiska, przewidywań z nim związanych, nie potrafię nie ulec wnioskowi, że Internet właśnie rozwiąże wszystkie nasze bolączki, że właśnie on zaprowadzi nas do wymarzonego świata złotego wieku. To, że nie zaprowadzi nas do tego świata, jest pewne, jak pewne jest to, że wczoraj była sobota (dziś jest niedziela). Podobnie pewne jest to, że nie można być niczego pewnym, jeśli chodzi o jakikolwiek inny wpływ Internetu na nasze życie. Internet jest dziś tym "czymś", czego ludzie zawsze poszukiwali, poszukując szczęścia, którego zawsze im brakuje. Nie jest tylko pewne, czy poszukiwali na skutek chęci rozwiązania uświadomionych problemów, czy z nudy. Na to pytanie nie mam odpowiedzi, ale gdyby ktoś przystawił mi nóż do gardła i powiedział: powiedz czy z nudy, czy z chęci rozwiązania swych problemów ludzie interesują się Internetem, zaryzykowałbym nudę. Bo Internet jest przykładem zjawiska, którego nikt nie wymyślił, a które jest. I będzie go coraz więcej, ale co z tego, że być może niebawem spodnie będę kupował w Internecie i koszule, i buty, i skarpetki też, i co z tego, że będą się one nazywały e-skarpetki, skoro moja noga będzie tą samą moją nogą. Jeśli ktokolwiek w tej światowej dyskusji o Internecie sięgnąłby trochę dalej pamięcią wstecz, popatrzył na Internet przez pryzmat filozofii kultury, bez trudu dostrzegłby, że Internet niczego na miarę rewolucji nie wywoła. Ale po co patrzeć głębiej, dlaczego odbierać ludziom nadzieję, nie wspominając już o tym, że pojawiły się wokół tegoż zjawiska duże pieniądze (i jeżeli już, to właśnie sfera finansowa biznesu najbardziej się zmieni na skutek ekspansji Internetu).

Będziemy mieli do dyspozycji jeszcze jedno wspaniałe, nowoczesne narzędzie (dziś niby mamy), a ponieważ mamy zadziwiającą zdolność przystosowywania się do wydawałoby się trudnych zmian środowiska społecznego i technicznego, nie mamy się czego obawiać. Tak jak dziś będą nadchodziły wieczory, a wieczorami wyjeżdżają na spotkania kochankowie. Spędzają długie godziny w samochodach, dyskutując o przyszłym świecie, budując swe życie albo je rujnując. W samochodach zaparkowanych w małych uliczkach, na ciemnych parkingach, na przedmieściach tworzy się życie. W samochodach, w których siedzą gwałtowni mężczyźni, siedzą niepewne kobiety, siedzą kobiety nachalne i siedzą mężczyźni wystraszeni. Obmacują się wzrokiem, budują słowem, zapominają o przeszłości, dotykają przyszłości. Taka jest miłość dzisiaj i taka będzie miłość w czasach Internetu. Bo będą takie czasy, ale z całą pewnością nikt w nich nie będzie rozprawiał o Internecie. Internet nie jest naszą tęsknotą. Inne mamy nieziszczalne i zarazem niezniszczalne tęsknoty i Internet nic na to nie poradzi. Będziemy tacy, jacy jesteśmy. Internet to "nic nowego pod słońcem".

PS

Rzadko coś polecam, ale dziś polecam tekst Iwony D. Bartczak Przylądek dobrej nadziei, bo jest to ciekawe spojrzenie na internetową rewolucję.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200