Listy

Jednym z najbardziej spektakularnych projektów Ministerstwa Edukacji Narodowej w ostatnich latach jest wyposażenie co najmniej jednej szkoły w każdej gminie w pracownię komputerową i połączenie z Internetem. Zarówno projekt, jak i jego realizacja domagają się jednak komentarza o charakterze (chwilami bardzo) krytycznym.

Jednym z najbardziej spektakularnych projektów Ministerstwa Edukacji Narodowej w ostatnich latach jest wyposażenie co najmniej jednej szkoły w każdej gminie w pracownię komputerową i połączenie z Internetem. Zarówno projekt, jak i jego realizacja domagają się jednak komentarza o charakterze (chwilami bardzo) krytycznym.

Internet w malignie?

Jednym z najbardziej spektakularnych projektów Ministerstwa Edukacji Narodowej w ostatnich latach jest wyposażenie co najmniej jednej szkoły w każdej gminie w pracownię komputerową i połączenie z Internetem. Zarówno projekt, jak i jego realizacja domagają się jednak komentarza o charakterze (chwilami bardzo) krytycznym.

w wielu miejscach dostęp do pracowni zabezpieczają sobie wybrane osoby. To wytwarza właśnie tę złą atmosferę wokół informatyki w szkołach. Warto jednak pamiętać, że najgorszą rzeczą byłoby przypisywanie tym faktom szczególnego znaczenia. Presja informatyki jest tak duża, podobnie chęci coraz większej liczby uczniów do właściwego z niej korzystania, że już dziś ze stuprocentowym prawdopodobieństwem można powiedzieć, iż to właśnie ta koncepcja wygra. Uczniowie coraz lepiej zorientowani w możliwościach komputera wywrą presję na nauczycielach, wobec których ci nie będą mieli innego wyjścia, jak zaakceptować dziś nie po ich myśli sytuację. Szkoda tylko, że sami tego nie rozumieją. Oznacza to bowiem, że dzieci muszą zdobywać nowoczesne metody pozyskiwania informacji i wiedzy poza nimi. I tak dożyliśmy czasów - na szczęście nie pierwszych - gdy uczniowie przerastają swych nauczycieli.

Dobrze się stało, że liczba komputerów w naszych szkołach wzrosła. Jeśli jeszcze nie możemy mówić o Internecie w szkole, to będziemy mogli tak mówić już niedługo.

Stanisław Dorosz

Wrocław

Inteligencja

Dyskusja, jaką prowadzicie na łamach Computerworlda na temat sztucznej inteligencji, pozwala dostrzec realne problemy, jakie stoją przed chcącymi ją stworzyć. Szkoda, że nikt nie zastanowił się dotychczas (chyba że pominąłem) nad społecznymi konsekwencjami wyprodukowania sztucznego mózgu. Inżynierowie konstruują i niech to przedsięwzięcie się uda, co wtedy? Z humorem podszedł do tematu Piotr Kowalski w felietonie "Inteligencja" (CW nr 15/99). Zauważył, że inteligencji towarzyszy wola, i zobrazował teoretyczny przypadek posiadania takiej przez komputery. Na razie sytuacja taka nie jest groźna, bo jej nie ma. Być może dlatego stanowi ciągle temat do "pośmiania się". Efekt taki wywołuje także, jak myślę, słaba wiara w możliwość szybkiego skonstruowania sztucznego mózgu. Jednak skoro rzecznicy zbliżania się do tego momentu coraz silniej przekonują nas o nadchodzącym sukcesie, może przynajmniej teoretycy zaczęliby myśleć co też sukces ten może dla nas oznaczać. Będzie lepiej czy gorzej? Mamy optymistycznie czy pesymistycznie patrzeć w przyszłość? A może zwyczajnie nie wiemy, jak może być? Czy cieszyć się mamy z tego, jak to określił Piotr Kowalski, "że to chyba jeszcze trochę potrwa"?

Jarosław Karman

Warszawa, gdzie lepiej czy gorzej? Mamy optymistycznie czy pesymistycznie patrzeć w przyszłość? A może zwyczajnie nie że w zasadzie nikt oprócz niego nie ma wstępu do pracowni, a jeśli nawet, to może co najwyżej postawić sobie komputerowego pasjansa, gdyż informatyk w zakamarkach swej jaźni głęboko ukrył wszystkie hasła, umożliwiające cokolwiek innego. Jeśli ktoś myśli, że może pograć sobie w Hearts z kolegą siedzącym przy sąsiednim komputerze, to jest w błędzie. Lokalny Informatyk usunął bowiem tę grę, gdy zauważył, że uruchomiona na jednym tylko komputerze powoduje czasowe zawieszenie systemu, który bardzo intensywnie poszukuje partnera do gry. Przykłady takie nie mają służyć, wbrew pozorom, kpinom z kolegi. Z moich kontaktów z nauczycielami z różnych stron Polski wynika, że w wielu szkołach sprawa przedstawia się podobnie. Zawsze Lokalny Informatyk (czasami dyrektor) trzyma pracownię pod kluczem. Przypomina to świecącą lakierem syrenkę w garażu nowobogackiego z czasów głębokiej komuny. Ważne, że jest! Pracownię często wykorzystuje się 2-3 godziny tygodniowo, ponieważ nie zachęca się, a wręcz często zniechęca nauczycieli do korzystania z niej. Mam kilka interesujących projektów wykorzystania komputera i stron WWW na lekcji, lecz obawiam się, że w tym celu będę musiał użyć prywatnego komputera, bo nie sądzę, by Główny Informatyk pozwolił mi coś zainstalować w szkolnej pracowni.

Co do ograniczeń uprawnień użytkownika, mam jeszcze kilka uwag. Provider, z którego usług korzystam, prowadzi również kawiarenkę internetową. Można w niej robić różne rzeczy, np. zapisać coś na dysku i usunąć z niego. Zaledwie kilka razy zdarzyło się, że z komputera zniknął pewien istotny plik systemowy. Stwierdzenie, że "dzieci świadomie usuwają z komputerów pliki systemowe", w związku z czym należy często reinstalować system, zakrawa na paranoję bliską tej, na jaką cierpi nasz Lokalny, przepraszam - Główny Informatyk Szkolny.

Wydaje mi się, że jeśli nie pozwolimy uczniom na swobodne korzystanie z komputera, to na zawsze może on dla nich pozostać urządzeniem tajemniczym i magicznym, od którego lepiej trzymać się z daleka. Jestem przekonany, że nie o to chodzi w tym projekcie. Poza tym jedyna dostępna forma zepsucia komputera to zrzucenie go ze stołu na podłogę, używanie go może najwyżej spowodować, że od czasu do czasu ujrzymy "niebieski ekran śmierci". A po to przecież nas szkolono na drogich kursach, żebyśmy dawali sobie z tym radę.

Marzy mi się szkoła, w której będę mógł używać komputerów na lekcjach, w której moi uczniowie będą mieli konta pocztowe i będą mogli popołudniami z nich korzystać. Marzą mi się edukacyjne i młodzieżowe kanały IRC, umożliwiające realizację międzyszkolnych projektów podobnych do amerykańskiego K 12. Panie Ministrze, czy Pański projekt to przewiduje, czy mam się obudzić?

Wiejski Belfer

(imię i nazwisko znane redakcji)

Wielka improwizacja

W nr. 13 Computerworlda z 13 marca 1999 r. ukazał się artykuł Doroty Konowrockiej zatytułowany "Wielka improwizacja", dotyczący problemu roku 2000, zawierający nieścisłości w zdaniu (ostatnia kolumna, czwarte zdanie od końca): "Rada Informatyki zwróciła się do Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów i Komitetu Badań Naukowych o sfinansowanie badań mających na celu opracowanie metodyki analizy zagrożeń, realizacji projektów dostosowawczych", bowiem:

  • o rozpatrzenie wniosku: "Strategia przeciwdziałania zagrożeniom informacyjnym w Polsce w aspekcie problemu roku 2000" wystąpiło MSWiA w piśmie z 24 marca 1999 r. do Sekretarza Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, a nie Rada Informatyki;

  • działania o sfinansowanie badań przez Komitet Badań Naukowych (pismo MSWiA do min. Małgorzaty Kozłowskiej z 16 lutego br. - "Wniosek o ustanowienie projektu celowego zamawianego") rozpoczął Departament Rejestrów Państwowych, Łączności i Informatyki, a nie Rada Informatyki.

    Jednocześnie zwracam uwagę na następujące fakty:

  • rozwiązywanie problemów przystosowania łączności i informatyki w jednostkach organizacyjnych administracji rządowej do zmiany daty na rok 2000 prowadzi w Departamencie Rejestrów Państwowych, Łączności i Informatyki zespół powołany 31 marca 1998 r.;

  • działania na rzecz uzyskania grantu z Banku Światowego na prace związane z rokiem 2000 prowadzi Departament Rejestrów Państwowych, Łączności i Informatyki.

    Wiesław Filar

    p.o. dyrektora Departamentu Rejestrów Państwowych, Łączności i Informatyki MSWiA

  • W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

    TOP 200