Kto się boi Open Source?

Tak się złożyło, że kilkakrotnie ostatnio pisałem w tym miejscu na tematy, do zajęcia się którymi sprowokowali mnie koledzy felietoniści. Nie inaczej, a nawet gorzej (dla mnie) jest tym razem, a punktem wyjścia jest oprogramowanie open source. Gorzej natomiast dlatego że tytuł felietonu niedwuznacznie kojarzy się z pewnym dziełem literackim...

Tak się złożyło, że kilkakrotnie ostatnio pisałem w tym miejscu na tematy, do zajęcia się którymi sprowokowali mnie koledzy felietoniści. Nie inaczej, a nawet gorzej (dla mnie) jest tym razem, a punktem wyjścia jest oprogramowanie open source. Gorzej natomiast dlatego że tytuł felietonu niedwuznacznie kojarzy się z pewnym dziełem literackim...

Podobnie jak kolegę ze stron felietonowych, ubawiło mnie swego czasu oświadczenie, że oprogramowanie open source stwarza zagrożenie idei szanowania tzw. własności intelektualnej. Wypowiedź tę nawet sobie wydrukowałem i mam w archiwum.

To całkiem tak, jakbym napisał książkę, wydał ją własnym sumptem (będąc np. zamożnym grafomanem) i rozdawał chętnym podczas dorocznego, pierwszomajowego kiermaszu książki w Poznaniu (w tym roku to już 45. taka impreza). Dodatkowo mógłbym wzbudzić zazdrość pisarzy podpisujących swe dzieła przy sąsiednich stolikach, wynajmując osoby, które stale podchodziłyby do mnie z prośbą o autograf. Czy jednak te megalomańsko-grafomańskie wyczyny byłyby w stanie uszczknąć cokolwiek z praw autorskich innych pisarzy?

W podobnej, jak dziś open source, inicjatywie, tyle że w ograniczonym zakresie, uczestniczyłem już w latach 70. Wymienialiśmy wtedy oprogramowanie z innymi ośrodkami w Polsce, w Czechosłowacji, na Węgrzech i w Wlk. Brytanii. Nie bardzo było ono open w obecnym rozumieniu, bo działało tylko na sprzęcie jednego rodzaju, ale nikt nie żądał za to żadnych pieniędzy. Każdy dawał innym co miał, a już ich sprawą było zrobienie z tego użytku. Według zgrubnego szacunku - ponad połowa tego co wymienialiśmy znajdowała zastosowanie.

Tak jak w przypadku open source, odpowiedzialność za działanie (bądź jego brak) ponosił ten, kto zdecydował się to stosować. W wielu przypadkach trzeba było wnikliwie analizować wersje źródłowe, ale mimo wszystko trwało to krócej, niż gdyby tworzyć je samemu od początku.

Dowodem na to (i argumentem dla sceptyków), że drogą zbiorowego wysiłku można w tym zakresie osiągnąć znaczące sukcesy, jest system operacyjny Linux. I nie byłoby zapewne hałasu wokół tego zjawiska, gdyby nie to, że zaczyna ono realnie zagrażać pozycji innych, za których produkty trzeba zapłacić.

Skutkiem może być scenariusz, który już kiedyś mogliśmy obserwować. Chcąc zwalczyć konkurencję, która jakoś nie zamierza być gorsza od nas, celowo nie utrudniamy wykonywania kopii z naszych programów i przymykamy oko na ich nie zawsze legalne stosowanie. Liczymy w tym przede wszystkim na młodzież, która, nawet gdy ma nieco pieniędzy, woli je wydać na coś innego. Za kilka lat młodzież kończy szkoły i - jak każdy - będzie wolała pracować na tym, co już zna. Gdy w ten sposób przeciągniemy już większość na naszą stronę, a konkurencja znajdzie się w agonii, wtedy przykręcimy śrubę i będziemy dyktować warunki. Więc teraz znowu, na pewien czas, zrobimy się tak bardzo open, jak nikt inny. A gdy innych już nie stanie, zabierzemy się do uszczelniania i odrabiania tego, co moglibyśmy spokojnie zrobić wcześniej, gdyby nie to fatalne open...

W tym miejscu przypomina się kuriozalna decyzja jednego z urzędów skarbowych z ubiegłego roku - darmowe oprogramowanie stosowane w firmie należy wycenić per analogiam do tego, co jest na rynku. A że na rynku jest tylko...

Problem roku 2000 pokazał, że państwo może finansować tworzenie programów, które udostępnia się bezpłatnie każdemu, kto go potrzebuje. Będąc umiarkowanym, ale jednak optymistą wierzę, że doczekam jeszcze czasów, gdy pewien zakres oprogramowania komputerów będzie dostępny powszechnie i bezpłatnie. Jak dziś alfabet czy tabliczka mnożenia.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200